poniedziałek, 7 grudnia 2015

Krew wolności #15 - KONIEC

Jack przemierzał szlak, prując śnieg rakietami. Przed nim poszczekiwały wesoło psy, ciągnąc duże sanie z niemałym ładunkiem. Wracał do domu – po ciężkiej i długiej wyprawie do Juneau i z powrotem – wracał do rodzinnego Klondike.

Minęły już dwa lata, odkąd ostatni raz widział szaro-rudego wilka. Nigdy go nie zapomniał, czasem rozmyślał, jak potoczyły się jego losy.

Teraz, po dwóch latach, pracował rozwożąc pocztę razem z towarzyszem, doświadczonym poganiaczem psów – John 'em. Choć nadal był młody i nadal niedoświadczony – John dał mu szansę, by zmienić swoje życie, zacząć coś innego, nowego.

***

Była już późna jesień. Śnieg pokrywał w całości szlak. Na horyzoncie widniał ciemny bór, wysokie jodły i świerki pięły się w górę. Widząc je, Jack od razu przypomniał sobie tamtego wilka, którym po traumatycznych przeżyciach zajął się sam i wypuścił na wolność, by był szczęśliwy.

Zaprzęg zatrzymał się na nocleg właśnie w tym lesie. Nakarmiwszy psy, Jack siedział zakopany w śpiworze i rozmyślał. Na ogniu gotowała się strawa, złote płomienie oświetlały zadumaną twarz chłopaka.

Nagle coś zobaczył. Poderwał się szybko, w obawie przed niebezpieczeństwem. Tak, wyraźnie widział ruch między drzewami na pobliskim wzniesieniu. Podniósł leżącą nieopodal strzelbę oraz lampę naftową.

Wytężył wzrok w ciemnościach – i naraz wstrzymał oddech. Na pagórku pokrytym śniegiem, skrywając się częściowo za wysoką jodłą – stał wilk.

Był bardzo dużym zwierzęciem o smukłym ciele i gęstej sierści. W mroku Jack nie mógł dostrzec jej koloru, lecz widział świecące się, złote ślepia wpatrzone w niego...

I naraz do jego umysłu uderzyła jak fala o klif wizja szaro-rudego wilka podczas ich ostatniego pożegnania. Chłopak poczuł dziwne ukłucie w sercu. Te same oczy, ten sam wzrok...

Opuścił strzelbę i zaczął iść w kierunku zwierzęcia, a ono nie spuszczało z niego swego wzroku. Jack stanął pod samym wzniesieniem.

Wilk zaczął węszyć w powietrzu, zadzierając łeb do góry. Dopiero teraz chłopak zauważył coś, co było naprawdę malutkie i drobne. To coś stało przy boku wilka i również patrzyło na niego.

Tym czymś było małe szczenię. Jack podniósł lampę, by lepiej się mu przyjrzeć. Wilczek miał sierść wręcz identyczną, jak sierść dużego wilka. Oślepiony światłem, schował się za nim, a chłopak uśmiechnął się.

Naraz większy wilk podniósł łeb do nieba – i z jego gardła dobył się zew, prawdziwy, wilczy zew. 
Zawierał w sobie nie ból i cierpienie, lecz całą wolność, całe szczęście. Wznosił się wdzięcznie i opadał, a wtórował mu wysoki pisk szczenięcia – zalążek wycia.

Wilk opuścił łeb i ponownie spojrzał na Jacka. A potem odszedł w ciemność. Jego puszysty ogon powiewał na wietrze, a za nim podążył niezdarnie mały, szaro-rudy szczeniak.

***
Oto była ostatnia już część Krwi Wolności, więc oficjalnie mówię - KONIEC!

2 komentarze:

  1. Olu, naprawdę piękna seria. Szkoda, że się skończyła, ale mam nadzieję, że następna będzie równie dobra :) Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń