Jack przemierzał szlak, prując śnieg
rakietami. Przed nim poszczekiwały wesoło psy, ciągnąc duże
sanie z niemałym ładunkiem. Wracał do domu – po ciężkiej i
długiej wyprawie do Juneau i z powrotem – wracał do rodzinnego
Klondike.
Minęły już dwa lata, odkąd ostatni
raz widział szaro-rudego wilka. Nigdy go nie zapomniał, czasem
rozmyślał, jak potoczyły się jego losy.
Teraz, po dwóch latach, pracował
rozwożąc pocztę razem z towarzyszem, doświadczonym poganiaczem
psów – John 'em. Choć nadal był młody i nadal niedoświadczony
– John dał mu szansę, by zmienić swoje życie, zacząć coś
innego, nowego.
***
Była już późna jesień. Śnieg
pokrywał w całości szlak. Na horyzoncie widniał ciemny bór,
wysokie jodły i świerki pięły się w górę. Widząc je, Jack od
razu przypomniał sobie tamtego wilka, którym po traumatycznych
przeżyciach zajął się sam i wypuścił na wolność, by był
szczęśliwy.
Zaprzęg zatrzymał się na nocleg
właśnie w tym lesie. Nakarmiwszy psy, Jack siedział zakopany w
śpiworze i rozmyślał. Na ogniu gotowała się strawa, złote
płomienie oświetlały zadumaną twarz chłopaka.
Nagle coś zobaczył. Poderwał się
szybko, w obawie przed niebezpieczeństwem. Tak, wyraźnie widział
ruch między drzewami na pobliskim wzniesieniu. Podniósł leżącą
nieopodal strzelbę oraz lampę naftową.
Wytężył wzrok w ciemnościach – i
naraz wstrzymał oddech. Na pagórku pokrytym śniegiem, skrywając
się częściowo za wysoką jodłą – stał wilk.
Był bardzo dużym zwierzęciem o
smukłym ciele i gęstej sierści. W mroku Jack nie mógł dostrzec
jej koloru, lecz widział świecące się, złote ślepia wpatrzone w
niego...
I naraz do jego umysłu uderzyła jak
fala o klif wizja szaro-rudego wilka podczas ich ostatniego
pożegnania. Chłopak poczuł dziwne ukłucie w sercu. Te same oczy,
ten sam wzrok...
Opuścił strzelbę i zaczął iść w
kierunku zwierzęcia, a ono nie spuszczało z niego swego wzroku.
Jack stanął pod samym wzniesieniem.
Wilk zaczął węszyć w powietrzu,
zadzierając łeb do góry. Dopiero teraz chłopak zauważył coś,
co było naprawdę malutkie i drobne. To coś stało przy boku wilka
i również patrzyło na niego.
Tym czymś było małe szczenię. Jack
podniósł lampę, by lepiej się mu przyjrzeć. Wilczek miał sierść
wręcz identyczną, jak sierść dużego wilka. Oślepiony światłem,
schował się za nim, a chłopak uśmiechnął się.
Naraz większy wilk podniósł łeb do
nieba – i z jego gardła dobył się zew, prawdziwy, wilczy zew.
Zawierał w sobie nie ból i cierpienie, lecz całą wolność, całe
szczęście. Wznosił się wdzięcznie i opadał, a wtórował mu
wysoki pisk szczenięcia – zalążek wycia.
Wilk opuścił łeb i ponownie spojrzał
na Jacka. A potem odszedł w ciemność. Jego puszysty ogon powiewał
na wietrze, a za nim podążył niezdarnie mały, szaro-rudy
szczeniak.
***
Oto była ostatnia już część Krwi Wolności, więc oficjalnie mówię - KONIEC!
Piękne
OdpowiedzUsuńOlu, naprawdę piękna seria. Szkoda, że się skończyła, ale mam nadzieję, że następna będzie równie dobra :) Gratulacje!
OdpowiedzUsuń