środa, 2 grudnia 2015

Krew wolności #11

Do pomieszczenia natychmiast weszło pięciu barczystych i postawnych mężczyzn w mundurach. Była to policja konna – sprawowała nadzór nad miasteczkiem, patrolując wszystkie miejsca na koniach. Miejscowi ludzie wiedzieli, że łatwo się na nią natknąć.

- Co się tu dzieje?! - Zapytał gruby głos jednego z policjantów.

Wszyscy zgromadzeni ludzie umilkli i stali jak wryci. Nie było drogi ucieczki, stróże prawa zasłonili jedyne wyjście.
 
Na arenie, jak posąg, stał nieruchomo Dick, dzierżąc w dłoni kij. Zastygł w pół ruchu, z bladą twarzą i wystraszonymi oczami.
 
Za przedramię trzymał go Jack. Choć jego wątła i słaba ręka jedynie lekko chwyciła Dicka, mężczyzna nie próbował się wyrywać.
 
Pod ścianą areny leżał bezładnie szary wilk, zakrwawiony, z rozszarpaną łopatką. Ledwo słychać było jego głuchy pomruk. Po drugiej stronie zaś kulił się bull mastyf. Przerażony, trząsł się cały, w obawie przed kijem, który zawisł nad ciałem wilka.
 
To wszystko potęgowała martwa cisza, przerywana jedynie cichym pomrukiem cierpiącego zwierzęcia.
 
***
 
Postawny policjant o siwych wąsach wysunął się na przód i spojrzał z odrazą na Dicka. Mężczyzna opuścił powoli kij, patrząc na niego z trwogą.

- Co to ma znaczyć? - Zapytał groźnie – Proszę wytłumaczyć, co tu zaszło.

Dick nie umiał wykrztusić ani jednego słowa. Strach odebrał mu mowę. Spoglądał na policję z niedowierzaniem. Jednak to Jack wziął głęboki oddech i zaczął mówić, drżącym głosem, ale płynnie i szczerze.

- Panie władzo, jak pan sam widzi, tu odbywały się przez jakiś czas walki psów...

- Proszę pana, to jest nielegalne. Jakiekolwiek uczestnictwo w walkach jest karane!

- Wiem o tym, panie władzo. Chcę to wszystko wytłumaczyć. Ten tu – wskazał na Dicka – On brał w tym główny udział i jest najbardziej winny. Wszystko organizował, najpierw złapał dzikiego wilka z puszczy, a potem sprowadzał inne psy, aby z nim walczyły... - Kiedy to mówił, czuł, że w końcu może powiedzieć prawdę, że w końcu może wszystko wyznać. - ...A teraz... teraz zaczął bić wilka, i właśnie próbowałem go zatrzymać...
Policjant zwrócił się do Dicka.

- Czy to prawda?
    Mężczyznę sparaliżował strach, nie protestował. Spuścił wzrok i pokiwał potakująco głową.
- Jest pan aresztowany – oznajmił głośno policjant – Proszę odrzucić kij.
    Dick posłusznie wypełnił polecenie.
- Zajmijcie się resztą – wąsacz zwrócił się do reszty patrolu, a następnie powiedział, wskazując na przerażonego mastyfa:
    - Tego kundla zabieramy. A ten – podszedł do leżącego Ortrosa i pokazał go czubkiem buta – Ten już zdycha. Wyrzućcie go gdzieś poza miasto.
- Nie! - Krzyknął nagle Jack – Nie, panie władzo, proszę go nie zabierać! To wilk!
    - Zdycha już – mruknął zniecierpliwiony mężczyzna.
- Nie, proszę! Ja go wezmę, ja... Ja się nim zajmę! - Powiedział rozpaczliwie, spoglądając z ukosa na Dicka.

- Jak pan chcesz, i tak to już zdechlak – westchnął wąsacz i zajął się Dickiem. Jack podszedł powoli do wilka, a ten wydał z siebie głuchy pomruk.

- Spokojnie, wilku – powiedział cicho – Już nikt ci nic nie zrobi.

A potem z trudem dźwignął go w ramiona, i chwiejąc się, podszedł do leżących nieopodal sań zaprzęgowych. Położył na nim delikatnie zwierzę i zatamował krew, uciskając ranę chustką. 

Następnie wziął do ręki sznur przymocowany do sań, i zaczął je ciągnąć, zmierzając w kierunku niedużego brązowego domu po przeciwległej stronie ulicy.

2 komentarze:

  1. Mega! Jack bohaterem! Mam nadzieję, że nie zakończysz na tym serii o Ortosie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się ciesze, że wszystko powoli wychodzi na prostą... Dick przyłapany, Ortros uratowany :D

    OdpowiedzUsuń