wtorek, 1 grudnia 2015

Krew wolności #10

Zdezorientowany wilk próbował wyrwać się spod mastyfa. Pies przytrzymywał go jednak mocno, więc wilkowi nie pozostawało nic innego, jak bronić się. Zaczął konwulsyjnie szarpać pazurami brzuch Cerbera, tracąc całkowicie głowę. Pies zadawał mu bolesne razy. Nagle chwycił Ortrosa za szyję.

- Wstawaj! Nie poddawaj się! - Krzyczeli ludzie. Zadowolony McCartney spojrzał na Dicka, który pobladł w jednej chwili.

Naraz wilk poderwał się ostatkiem sił, wyrywając się ze śmiertelnego uścisku Cerbera. Odskoczył pod ścianę areny i zawarczał straszliwie, spinając mięśnie.

Wściekłość rozsadzała jego ciało. Nienawiść dla wszystkich tu ludzi, ludzi, którzy dla przyjemności kazali mu teraz cierpieć.

Skoczył na mastyfa i chwycił zębami jego kark. Rozwścieczony pies zaczął rzucać się, próbując zrzucić wilka. Ale on tylko wgryzał się w jego ciało coraz bardziej, mimo ogromnego osłabienia i upływu krwi.

Był mądry. Gdyby puścił się, od razu zacząłby być atakowany przez psa. Teraz utrudniał mu tylko ruchy i unikał starcia z kłami mastyfa, choć ten rzucał nim i pomiatał.

Tracił jednak siły. Nie miał kontroli nad własnym ciałem. Mimowolnie puścił się w chwili, gdy pies skoczył w górę, i odleciał pod samą ścianę.

Nie mógł już wstać, nie mógł walczyć. Był zbyt wycieńczony. Ludzie miotali przekleństwa i krzyczeli głośno, a on leżał tylko, pozwalając, aby Cerber szarpał zajadle jego ciało.

***

Na pobladłej twarzy Dicka pojawiła się nagle złość. Z impetem wskoczył na arenę, trzymając w dłoni gruby kij. Nie zważał na drących się mężczyzn.

Podszedł do mastyfa, wściekle gryzącego osłabionego Ortrosa.

- Wstawaj i walcz! - Ryknął straszliwie. - Rozumiesz, co mówię?! Walcz!!! - Krzycząc, podniósł nagle kij i z całej siły uderzył wilka.

Ortros skulił się ze skowytem. Uderzenie było potwornie bolesne. Dick już miał zadać kolejny cios, kiedy czyjaś ręka chwyciła go w pół gestu.

Wszyscy umilkli, a przerażony Cerber wycofał się ostrożnie. Nawet on bał się ludzi i kija, którym był wcześniej potraktowany tak samo.

Zdezorientowany Dick obrócił się powoli i ze zdziwieniem ujrzał przed sobą bladą twarz Jacka.
 Chłopak był wyraźnie przestraszony, ale jego mina zdradzała złość i zaciętość.

- Nie uderzysz tego wilka – wydusił z siebie drżącym głosem – Już zbyt wiele krzywdy mu wyrządziłeś.

- Co ty możesz wiedzieć, głupcze! - Zawołał nagle Dick, wyrywając się Jackowi i podnosząc kij, gotów znów uderzyć Ortrosa, który leżał nadal, obserwując całe zajście. Nagle wydał z siebie głuchy pomruk, który Jack dobrze znał. Chłopak przełknął ślinę i chwycił Dicka jeszcze raz, stając przed nim.
    - Nie uderzysz go, rozumiesz?! - Krzyknął, a zdziwiony Dick nawet nie próbował się wyrwać. - Jesteś podłym bydlakiem! Tak, mówię ci to wprost Dick! Dręczenie zwierząt jest gorsze od morderstwa!...
Wśród ludzi przeszedł wzburzony szmer, ale Jack nie zwrócił na to uwagi.

- Rzucam tą durną pracę, za którą ledwo mogę wyżywić rodzinę! A ty... - Nie dokończył, bo nagle powietrze przeszył przerażony głos Billa:
 - Policja!...

2 komentarze:

  1. Ciszę się, ze jest ktoś, kto jest w stanie uratować Ortrosa. Pięknie piszesz Olu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się cieszę, też mi się podoba ^.^

    OdpowiedzUsuń