Zdezorientowany wilk próbował wyrwać
się spod mastyfa. Pies przytrzymywał go jednak mocno, więc wilkowi
nie pozostawało nic innego, jak bronić się. Zaczął konwulsyjnie
szarpać pazurami brzuch Cerbera, tracąc całkowicie głowę. Pies
zadawał mu bolesne razy. Nagle chwycił Ortrosa za szyję.
- Wstawaj! Nie poddawaj się! -
Krzyczeli ludzie. Zadowolony McCartney spojrzał na Dicka, który
pobladł w jednej chwili.
Naraz wilk poderwał się ostatkiem
sił, wyrywając się ze śmiertelnego uścisku Cerbera. Odskoczył
pod ścianę areny i zawarczał straszliwie, spinając mięśnie.
Wściekłość rozsadzała jego ciało.
Nienawiść dla wszystkich tu ludzi, ludzi, którzy dla przyjemności
kazali mu teraz cierpieć.
Skoczył na mastyfa i chwycił zębami
jego kark. Rozwścieczony pies zaczął rzucać się, próbując
zrzucić wilka. Ale on tylko wgryzał się w jego ciało coraz
bardziej, mimo ogromnego osłabienia i upływu krwi.
Był mądry. Gdyby puścił się, od
razu zacząłby być atakowany przez psa. Teraz utrudniał mu tylko
ruchy i unikał starcia z kłami mastyfa, choć ten rzucał nim i
pomiatał.
Tracił jednak siły. Nie miał
kontroli nad własnym ciałem. Mimowolnie puścił się w chwili, gdy
pies skoczył w górę, i odleciał pod samą ścianę.
Nie mógł już wstać, nie mógł
walczyć. Był zbyt wycieńczony. Ludzie miotali przekleństwa i
krzyczeli głośno, a on leżał tylko, pozwalając, aby Cerber
szarpał zajadle jego ciało.
***
Na pobladłej twarzy Dicka pojawiła
się nagle złość. Z impetem wskoczył na arenę, trzymając w
dłoni gruby kij. Nie zważał na drących się mężczyzn.
Podszedł do mastyfa, wściekle
gryzącego osłabionego Ortrosa.
- Wstawaj i walcz! - Ryknął
straszliwie. - Rozumiesz, co mówię?! Walcz!!! - Krzycząc, podniósł
nagle kij i z całej siły uderzył wilka.
Ortros skulił się ze skowytem.
Uderzenie było potwornie bolesne. Dick już miał zadać kolejny
cios, kiedy czyjaś ręka chwyciła go w pół gestu.
Wszyscy umilkli, a przerażony Cerber
wycofał się ostrożnie. Nawet on bał się ludzi i kija, którym
był wcześniej potraktowany tak samo.
Zdezorientowany Dick obrócił się
powoli i ze zdziwieniem ujrzał przed sobą bladą twarz Jacka.
Chłopak był wyraźnie przestraszony,
ale jego mina zdradzała złość i zaciętość.
- Nie uderzysz tego wilka – wydusił
z siebie drżącym głosem – Już zbyt wiele krzywdy mu
wyrządziłeś.
- Co ty możesz wiedzieć, głupcze! -
Zawołał nagle Dick, wyrywając się Jackowi i podnosząc kij, gotów
znów uderzyć Ortrosa, który leżał nadal, obserwując całe
zajście. Nagle wydał z siebie głuchy pomruk, który Jack dobrze
znał. Chłopak przełknął ślinę i chwycił Dicka jeszcze raz,
stając przed nim.
- Nie uderzysz go, rozumiesz?! -
Krzyknął, a zdziwiony Dick nawet nie próbował się wyrwać. -
Jesteś podłym bydlakiem! Tak, mówię ci to wprost Dick! Dręczenie
zwierząt jest gorsze od morderstwa!...
Wśród ludzi przeszedł wzburzony
szmer, ale Jack nie zwrócił na to uwagi.
- Rzucam tą durną pracę, za którą
ledwo mogę wyżywić rodzinę! A ty... - Nie dokończył, bo nagle
powietrze przeszył przerażony głos Billa:
- Policja!...
Ciszę się, ze jest ktoś, kto jest w stanie uratować Ortrosa. Pięknie piszesz Olu :D
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, też mi się podoba ^.^
OdpowiedzUsuń