Jack zatrzymał sanie przy brązowym
budynku i zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu średniego wieku
kobieta o jasnych włosach upiętych w kok. Miała na sobie białą
suknię, a w ręku trzymała wazon.
Na widok Jacka uśmiech rozświetlił
jej twarz.
- Jack! Jak miło cię widzieć! -
Wykrzyknęła wesoło – Co cię tu sprowadza?
- Dzień dobry, panno Grande – odparł
uprzejmie chłopak – Właściwie mam do pani taką jedną prośbę...
- Spojrzał na wilka, który leżał osłabiony na saniach. Panna
Grande powiodła za nim swój wzrok i w jednej chwili zawołała:
- Boże najświętszy! Toż to wilk!
A już w sekundę później oglądała
jego rany z uwagą.
- Skąd, na litość boską, go masz,
Jack? - Zapytała z rozpaczą.
- Uczestniczył w walkach psów.
Złapano go...
- Zaczekaj – przerwała mu kobieta –
Wejdziemy i mi wszystko opowiesz, a ja go wezmę i opatrzę w tym
czasie.
Chłopak posłusznie podszedł i wziął
wilka na ręce, następnie podążył za panną Grande.
Dom kobiety był bardzo przestronny i
duży. Na jasnych ścianach wisiały kolorowe obrazy, na komodach
stały najróżniejsze zdjęcia, wazony i inne bibeloty. Kobieta
zaprowadziła chłopaka do przytulnego salonu i kazała położyć
wilka na dywanie.
- Zaraz zobaczymy, co mu jest. Biedak,
musiał się tyle nacierpieć... - westchnęła panna Grande,
przynosząc apteczkę i bandaże. Zaczęła uważnie badać wilka,
obejrzała delikatnie wszystkie jego rany. W tym czasie Jack
opowiadał. O swojej dawnej pracy, złapaniu wilka i jego walkach.
Potem o nagłej wizycie policji. Panna Grande cały czas mu
potakiwała.
Kiedy skończył, kobieta przez chwilę
milczała.
- Rozumiem, czemu go tu przyniosłeś –
rzekła w końcu wolnym głosem – Jak tylko wyzdrowieje, tego biedaka trzeba wypuścić.
- Tak, ja właśnie... - zaczął
chłopak niewyraźnie – Ja chcę, żeby żył w lesie, z innymi
wilkami. Tam jest jego miejsce.
Kobieta uśmiechnęła się do niego i
zaczęła opatrywać wilka. Ortros przez cały ten czas patrzył na
nią spokojnie i pomrukiwał cicho, ledwo słyszalnie.
- Został ciężko ranny – oznajmiła,
skończywszy robotę – Ale z tego wyjdzie. Musisz go niestety
zatrzymać na parę dni.
- Rozumiem. - Rzekł Jack i uśmiechnął
się do panny Grande – Dziękuję pani za wszystko. Chyba zabiorę
go do siebie.
- Zmieniaj mu codziennie wszystkie
opatrunki i smaruj je tą maścią. - Podała mu mały słoiczek –
Niech się wykuruje. Tylko nie trzymaj go tam długo, jak zacznie
zdrowieć i nabierać sił, już wtedy go wypuść.
Chłopak spojrzał na kobietę z
niepokojem.
- A jeśli nie będzie do końca zdrowy
i coś mu się stanie? Na przykład... Nie przetrwa...? Albo... - Nie
dokończył, bo panna Grande spojrzała na niego z dziwnym
politowaniem.
- To wilk – rzekła – Nie może
sobie nie poradzić. - Spojrzała na Ortrosa i pogładziła go
delikatnie po grzbiecie, a on zamknął oczy i zaczął pomrukiwać.
Ugh! Mam teraz naprawdę dużo roboty, zwłaszcza, że jest okres przedświąteczny i Barbórka i tak dalej....
OdpowiedzUsuńAle już planuję kilka nowych serii, więc dotrwajcie jakoś do końca Krwi Wolności :-)
Mi tam jak zwykle się podoba
OdpowiedzUsuńCiepło mi się zrobiło na serduszku, kiedy to przeczytałam :) Wspaniała historia!
OdpowiedzUsuń