Cześć i czołem!
Tak jak już niedawno wspomniałam,
piszę opowiadanie i nie mogę nie napisać paru spraw
organizacyjnych, abyście wiedzieli co i jak i nie żyli w
niepewności.
A więc, nie przeciągając dłużej:
Opowiadanie będzie o wilku. Ale nie
takim magicznym, demonicznym czy innym...
O zwykłym zwierzęciu. Najzwyklejszym,
szarym wilku. Z góry uprzedzam, że moje opowiadania, jak również
styl pisania jest inny niż Yashiro, która od początku wiodła
prym, jeśli chodzi o pisanie na tym blogu.
Akcja rozgrywa się w 1. połowie XX
wieku, na Alasce. Ważne:
- w tamtych czasach głównym środkiem
transportu na Alasce był psi zaprzęg;
- nielegalną formą rozrywki były
walki psów: wpuszczanie zazwyczaj dwóch psów na arenę, które ze
sobą walczyły. Trzymano je w niedogodnych warunkach i w różnoraki
sposób podsycano ich wściekłość, aby mogły wyładować ją na
przeciwniku. Oczywiście robiono zakłady, który pies wygra.
To chyba wszystko, co musicie wiedzieć,
ale ostrzegam jeszcze, że będą obecne krwawe i drastyczne sceny. W
sumie bez nich nie mogłabym napisać tego opowiadania, bo z natury
życie wilka takie właśnie jest. A mi zależy na odwzorowaniu go
jak najlepiej.
To tyle, jeżeli chodzi o info ogólne.
Pozostaje jeszcze przedstawienie głównego bohatera:
Oto jest właśnie główny bohater –
dziki wilk (rysunek zrobiłam sama). Imienia na razie nie zdradzę, objawi się ono w
opowiadaniu (tak, będzie mu nadane).
Tak właściwie to nie mogę zbyt dużo
o nim napisać, to przecież dzikie zwierzę, nie uosobione.
Charakteru raczej nie uwzględnię ;-)
Płeć: samiec.
Wygląd: maść troszkę wymyślna, jak
widać – szaro-ruda z domieszką czerni; oczy złotobrązowe.
Wiek: 4 lata (dorosły).
Inne: niezwykle duży, masywny wilk;
bardzo silny.
Jego historię poznacie w opowiadaniu.
Tymczasem żegnam Was i pozdrawiam
gorąco!
od: Ola Kaczmarek
No cóż. Znam Cię Ola i wiem, że twój styl pisania na pewno odbiega od mojego. Gorąco Ci kibicuję. Ja sama gustuję zdecydowanie w istotach magicznych, więc naturalne jest dla mnie pisanie o magii. Zresztą samo moje podejście do pisania jest odmienne od Twojego. Sama widziałam jak planujesz wszystko w szkole ;) nie mówię, że to źle, ale ja po prostu wolę pisać na spontanie. Do pisania podchodzę z pasją i radością, ale nadal traktuję je trochę jak pracę. Syn Sheolu jest pierwszym opowiadaniem które przynajmniej trochę staram się ogarnąć na początku i sama jestem ciekawa efektów. Kasia już mi suszy głowę za jedno, lepiej aby nie wiedziała co dalej... A teraz kończę ten komentarz bo zaczyna przypominać makaron spaghetti.
OdpowiedzUsuńBoże! Czasami brzemię jak nauczyciel.
OdpowiedzUsuń