Mijały godziny, dni, tygodnie. Ortros
żył w straszliwej nienawiści do ludzi. Każda chwila była nią
przepełniona, a wściekłość była uczuciem, które towarzyszyło
wilkowi zawsze.
Codziennie Dick przychodził z kijem do
klatki i drażnił, cały czas drażnił Ortrosa. Wilk zaś cały
czas mu odpowiadał, wściekłym warczeniem, jeżeniem sierści i
obnażonymi kłami. Mężczyzna doszedł nawet do tego, że w środku
nocy budził wilka waleniem o klatkę, aby ten wściekł się jeszcze
bardziej.
A Ortrosowi nie pozostawało nic innego, jak tylko walczyć,
walczyć cały czas.
Rozsadzany nienawiścią stał się
krwiożerczą bestią, witającą każdego głuchym pomrukiem. Oczy
napłynęły krwią, sierść prawie cały czas była najeżona. Wilk
chciał zemścić się na wszystkich ludziach, którzy zabrali mu to,
co było dla niego najważniejsze – wolność.
Czasami w snach wilka pojawiały się
obrazy puszczy, lodowych równin i cichych, tajemniczych lasów. Jego
dom, w którym się wychował – przepadł, zniknął. Jego
towarzyszy, innych wilków – nie było. Stracił wszystko...
Przez ludzi.
Wilk od czasu, gdy go złapano,
wiedział już, że to sprawka ludzi. Wszystkich ich nienawidził,
lecz najbardziej pałał wrogością do Dicka.
Dick wiedział, że Ortros go
nienawidzi. O to mu chodziło, dlatego zawsze, gdy tylko mógł,
szedł do jego klatki i wściekał na różne sposoby, aby na arenie
wylał całą czarę emocji na przeciwnika i zabił go.
Był okrutnym człowiekiem. Tresował
psy wykorzystując ich uczucia spoczywające głęboko w ich duszy.
Wściekłość i gniew – to starał się obudzić, nienawiść zaś
– dawał.
Mężczyzna robił to samo z Ortrosem.
Jego drażnienie nie ograniczało się tylko do kija. Czasami
potrafił przywiązać wilka do łańcucha, aby ten atakował patyk,
którym Dick go bił. Kilka razy doszło do tego, że Ortros w
przypływie gniewu łamał kij w śmiertelnym zacisku szczęk, a raz
nawet udało mu się zranić Dicka w rękę. Odtąd mężczyzna
męczył wilka jeszcze bardziej.
Pewnego dnia wpuścił go na arenę,
ale bez przeciwnika. On sam stanął za wysoką, drewnianą ścianą
i patrzył z lubością, jak Ortros próbuje skoczyć mu do gardła.
- Atakuj, wilku! Pokaż co potrafisz! -
krzyczał mężczyzna, dokuczając wilkowi dodatkowo grubym kijem.
Wilk tymczasem szarpał się i skakał, warcząc głucho w przypływie
wściekłości.
Od tego czasu Ortros znienawidził
Dicka jeszcze bardziej, a do drewnianej areny czuł wstręt.
Nie zawsze jednak objawiał swój
gniew. Kiedy nikt go nie drażnił, kiedy nikogo nie było w pobliżu
– wilk kładł swój szaro-rudy łeb i wznosił oczy w błagalnym
spojrzeniu. Wtedy marzył – o swoim domu. Chciał tam wrócić –
tęsknił za nim całym swym wilczym sercem, przesyconym nienawiścią,
którą dał mu człowiek...
Dick tymczasem marzył o pieniądzach,
które wkrótce da mu ten wściekły wilk z puszczy za wszystkie
zrobione zakłady. Dzień pierwszej walki Ortrosa na arenie zbliżał
się wielkimi krokami, ale wilk nie miał o tym pojęcia. Wiedział
tylko, że nienawidzi Dicka i wszystkich innych ludzi.
Pewnego wieczoru Ortros jak zwykle
leżał w swojej ciasnej klatce i marzył.
Nagle usłyszał skrzyp. Podniósł
szybko głowę, kierując uszy w stronę źródła dźwięku.
Do pomieszczenia wszedł Jack i
niepewnym krokiem podszedł do klatki wilka. Ten widząc człowieka,
warknął i położył uszy po sobie.
Jack stanął kilka metrów od klatki i
usiadł na przysuniętej przez siebie beczce. Popatrzył na wilka, u
którego głuchy pomruk stawał się coraz to głośniejszy.
Przesiedzieli tak obaj niecałą
godzinę. Warczenie Ortrosa stopniowo cichło, wilk uznał, że nie
ma to sensu. Jack i tak wydawał się być niewzruszony.
- Och, wilku – przemówił smutno
Jack, a Ortros warknął na te słowa. - Gdybyś tylko wiedział, jak
mi cię jest żal. Nie jestem taki, jak Dick – wyciągnął rękę
do wilka, ale ten obnażył kły. Jack szybko ją cofnął.
- Naprawdę nie rozumiem, jak on może
zabierać dzikie zwierzę z jego domu i tak okrutnie je tresować. -
Powiedział po chwili spokojnym głosem, ale z nutą rozpaczy. Ortros
przyjął to z milczeniem.
- Przecież nawet te najlepsze psy żyją
góra kilka miesięcy. Może ty przetrwasz dłużej, ale jakie to
będzie miało znaczenie?! I tak zdechniesz z wycieńczenia. - Jack
wzniósł ręce do góry. Wilk przyjął to jako wrogi gest, więc
zawarczał ostrzegawczo. Jack natychmiast przyjął zwykłą pozę.
- Wybacz, wilku, nie chciałem cię
wystraszyć. Po prostu to mnie mierzi zawsze, gdy o tym pomyślę...
Ty pewnie chciałbyś sobie teraz biegać po lesie z innymi wilkami,
mam rację?...
Wilk przekrzywił lekko łeb, nie
odrywając wzroku od Jacka.
- Na pewno mam rację. Szkoda, że nie
umiesz mówić – westchnął chłopak. Ortros milczał, ale nadal
był czujny. Był nieufny i nie wiedział, że nie wszyscy ludzie
zachowują się tak okrutnie.
- Wiem, że mnie rozumiesz. Gdyby moja
rodzina nie była biedna, a ja bardziej wykształcony, toby mnie tu
nigdy nie było. Ale sam widzisz – wszystko kręci się wokół
kasy.
Wilk wydał z siebie głuchy pomruk,
ale nie był on złowrogi. Jack wyraźnie się ucieszył.
- Rozumiesz mnie! Naprawdę mnie
rozumiesz! - powiedział z radością. - Niech Dick się pocałuje w
nos. I tak jest parszywym, głupim i śmierdzącym bydlakiem! - Jack
wstał, a Ortros cofnął się podejrzliwie.
- Nie martw się, wilku. Zrobię
wszystko, abyś nie skończył jak zwykłe ścierwo rzucone pod płot.
Tylko jak dzikie, piękne zwierzę ze swoją godnością... Obiecuję,
zrobię wszystko.
Jack uśmiechnął się, a Ortros
warknął głucho w odpowiedzi.
Nie mógł przecież wiedzieć, że Jack naprawdę chce mu pomóc.
***
od: Ola
Monitoring Shiro 2002 xD to, że na jakiś czas rezygnuję z udostępniania postów nie znaczy, że rezygnuję z monitorowania bloga ^.^ Postać Jack'a bardzo mi się podoba :D nie wiem mam takie mega pozytywne odczucia jak tylko widzę w tekście jego imię. Jak już mówiłam nie będę nic wrzucać. Muszę sobie to wszystko co tworzę przemyśleć na spokojnie, napisać kilka rozdziałów na zapas. Opowiadanie bardzo mi się podoba zwłaszcza, że nie ja go pisałam ani do niego nie namawiałam usilnie ;) Pisz dalej :D Nice!
OdpowiedzUsuń