Na arenie przez krótką chwilę
nastała cisza, a potem nagle wybuchł wśród ludzi entuzjazm.
Mężczyźni dawali lub zabierali pieniądze sobie nawzajem,
krzyczeli triumfalnie albo milczeli z niewyraźną miną.
Dick śmiał się razem z Billem,
stojąc obok ponurego McCartneya.
- I co, staruszku? - krzyknął Dick,
poklepując mężczyznę po ramieniu – I co, miałem rację! Tego
wilka żadne bydlę nie pokona! - Zabrał McCartneyowi plik banknotów
i schował go do kieszeni.
- To tylko pierwsza walka – odparł
spokojnie mężczyzna – Jeden, zwykły malamut. Przywiozę ci
takiego psa... - Nie dokończył, bo Dick szybko wykrzyknął:
- Najlepszy malamut w Klondike! Pokonał
go, rozumiesz, panie? To pewne zwycięstwo!
- Jeszcze zobaczymy Dick, zobaczymy –
zadumał się McCartney, natomiast Dick wskoczył ostrożnie na arenę
z łańcuchem.
Ortros warknął i zjeżył sierść.
Już wiedział dobrze, co chce zrobić Dick.
- No, wilku – powiedział mężczyzna
– Wracasz do klatki.
Wilk warknął głośniej i obnażył
kły, ale Dick nie zwracając na to uwagi, skoczył ku niemu i zapiął
mu łańcuch.
Ortros odruchowo już zaczął się
szarpać, próbując dosięgnąć Dicka zębami. Gdyby nie był
kierowany nienawiścią, która przesyciła go – może by uległ i
stał spokojnie, tak jak wcześniej, gdy był jeszcze w szarym
pomieszczeniu. Ale teraz nienawiść przejęła nad nim kontrolę –
i nie mógł opanować się. Chciał tylko zadać mężczyźnie
największe razy, rozszarpać jego ciało, zabić.
Dick bez wahania i z trudem zaciągnął
wilka do klatki i wprowadził go tam. Nie odczepił jednak łańcucha,
który umocował poza klatką przy wysokim palu.
Ortros tymczasem walczył cały czas,
kierowany tym najgorszym uczuciem. Wyglądał przerażająco –
zbryzgany krwią na piersi i pysku, czerwonych kłach i zjeżonej
sierści przypominał prawdziwe, krwiożercze zwierzę.
Nie było wątpliwości – stał się
bestią pragnącą tylko zabijać, straszliwym wilkiem w swej
prawdziwej naturze.
***
Odtąd każdego dnia walczył, dając
upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką
samą łatwością, jakby łamał zapałki. Począwszy od delikatnych
seterów, pointerów i słabych, nieokreślonych mieszańców po
silne i wytrzymałe husky, malamuty i szpice – wszystkie te psy
legły nieruchomo pod wściekłymi kłami Ortrosa. Ludzie specjalnie
przywozili najgroźniejsze zwierzęta – zdarzały się już masywne
owczarki, pitbulle, a nawet jeden amstaff. Wszystkie, bez wyjątku,
ginęły marnie, rozszarpywane przez dzikiego wilka z puszczy.
Dick natomiast pławił się w
bogactwie, i jednocześnie poddawał wilka najróżniejszym próbom,
aby odpowiednio zadowolić publiczność. Kilka razy Ortros walczył
dwukrotnie w ciągu dnia, a raz wpuszczono na arenę jednocześnie
dwa psy. Była to jedna z najtrudniejszych walk Ortrosa, ale
ostatecznie zwyciężył.
Posunięto się nawet do tego, że
złapano wychudzonego i zmarniałego wilka prosto z puszczy. Ortros
zabił własnego brata, tracąc całkowicie głowę – kierowany był
jednym, straszliwym uczuciem.
***
Mijały miesiące. Ortros nigdy nie
przegrał. Jego talent, szybkość i zwinność były nie do
pokonania, wilk różnił się tym wszystkim znacznie od zwykłych
psów. Używał tego, co Natura dała wilkom jako instynkt i
intuicja.
Ludzie zabrali dzikie, wolne zwierzę z
puszczy i zhańbili dla własnego zysku i przyjemności, odbierając
mu godność i szacunek, a dając najgorsze uczucie – nienawiść.
Odtąd każdego dnia walczył, dając upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką samą łatwością, jakby łamał zapałki. |
I jak Wam się podoba? Opowiadanie powoli zmierza do punktu kulminacyjnego. Rysunek zrobiłam sama, nie jest on może najlepszy, ale tak jakoś mnie natchnęło ;-)
OdpowiedzUsuńRysunek idealnie interpretuje opowiadanie. Pięknie, Olu! :D
OdpowiedzUsuń