sobota, 28 listopada 2015

Krew wolności #7

Na arenie przez krótką chwilę nastała cisza, a potem nagle wybuchł wśród ludzi entuzjazm. 

Mężczyźni dawali lub zabierali pieniądze sobie nawzajem, krzyczeli triumfalnie albo milczeli z niewyraźną miną.

Dick śmiał się razem z Billem, stojąc obok ponurego McCartneya.

- I co, staruszku? - krzyknął Dick, poklepując mężczyznę po ramieniu – I co, miałem rację! Tego wilka żadne bydlę nie pokona! - Zabrał McCartneyowi plik banknotów i schował go do kieszeni.

- To tylko pierwsza walka – odparł spokojnie mężczyzna – Jeden, zwykły malamut. Przywiozę ci takiego psa... - Nie dokończył, bo Dick szybko wykrzyknął:

- Najlepszy malamut w Klondike! Pokonał go, rozumiesz, panie? To pewne zwycięstwo!

- Jeszcze zobaczymy Dick, zobaczymy – zadumał się McCartney, natomiast Dick wskoczył ostrożnie na arenę z łańcuchem.
Ortros warknął i zjeżył sierść. Już wiedział dobrze, co chce zrobić Dick.

- No, wilku – powiedział mężczyzna – Wracasz do klatki.
Wilk warknął głośniej i obnażył kły, ale Dick nie zwracając na to uwagi, skoczył ku niemu i zapiął mu łańcuch.

Ortros odruchowo już zaczął się szarpać, próbując dosięgnąć Dicka zębami. Gdyby nie był kierowany nienawiścią, która przesyciła go – może by uległ i stał spokojnie, tak jak wcześniej, gdy był jeszcze w szarym pomieszczeniu. Ale teraz nienawiść przejęła nad nim kontrolę – i nie mógł opanować się. Chciał tylko zadać mężczyźnie największe razy, rozszarpać jego ciało, zabić.

Dick bez wahania i z trudem zaciągnął wilka do klatki i wprowadził go tam. Nie odczepił jednak łańcucha, który umocował poza klatką przy wysokim palu.

Ortros tymczasem walczył cały czas, kierowany tym najgorszym uczuciem. Wyglądał przerażająco – zbryzgany krwią na piersi i pysku, czerwonych kłach i zjeżonej sierści przypominał prawdziwe, krwiożercze zwierzę.

Nie było wątpliwości – stał się bestią pragnącą tylko zabijać, straszliwym wilkiem w swej prawdziwej naturze.
***
Odtąd każdego dnia walczył, dając upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką samą łatwością, jakby łamał zapałki. Począwszy od delikatnych seterów, pointerów i słabych, nieokreślonych mieszańców po silne i wytrzymałe husky, malamuty i szpice – wszystkie te psy legły nieruchomo pod wściekłymi kłami Ortrosa. Ludzie specjalnie przywozili najgroźniejsze zwierzęta – zdarzały się już masywne owczarki, pitbulle, a nawet jeden amstaff. Wszystkie, bez wyjątku, ginęły marnie, rozszarpywane przez dzikiego wilka z puszczy.

Dick natomiast pławił się w bogactwie, i jednocześnie poddawał wilka najróżniejszym próbom, aby odpowiednio zadowolić publiczność. Kilka razy Ortros walczył dwukrotnie w ciągu dnia, a raz wpuszczono na arenę jednocześnie dwa psy. Była to jedna z najtrudniejszych walk Ortrosa, ale ostatecznie zwyciężył.

Posunięto się nawet do tego, że złapano wychudzonego i zmarniałego wilka prosto z puszczy. Ortros zabił własnego brata, tracąc całkowicie głowę – kierowany był jednym, straszliwym uczuciem.

***

Mijały miesiące. Ortros nigdy nie przegrał. Jego talent, szybkość i zwinność były nie do pokonania, wilk różnił się tym wszystkim znacznie od zwykłych psów. Używał tego, co Natura dała wilkom jako instynkt i intuicja.

Ludzie zabrali dzikie, wolne zwierzę z puszczy i zhańbili dla własnego zysku i przyjemności, odbierając mu godność i szacunek, a dając najgorsze uczucie – nienawiść.

Odtąd każdego dnia walczył, dając upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką samą łatwością, jakby łamał zapałki.

2 komentarze:

  1. I jak Wam się podoba? Opowiadanie powoli zmierza do punktu kulminacyjnego. Rysunek zrobiłam sama, nie jest on może najlepszy, ale tak jakoś mnie natchnęło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rysunek idealnie interpretuje opowiadanie. Pięknie, Olu! :D

    OdpowiedzUsuń