Wilk walczył przez miesiące, stając
się coraz lepszy w tym, co robił. Nauczył się zadawać ciosy z
niesamowitą szybkością, przewidywać ruchy przeciwnika i sprytnie
umykać przez razami, sam zadając jak największy ból.
Biada psom, które z nim zadarły. Nie
mogły nadążyć za wręcz kocimi ruchami Ortrosa, zdezorientowane
reagowały wtedy, gdy były już pod wściekłym wilkiem, który
zadawał ostatnie już rany. Z ogromną pasją szarpał i darł żywe
ciało. Jego jedynym celem życia było zabijanie.
A to wszystko zawdzięczał nienawiści
do ludzi, którą podsycano cały czas.
Pewnego dnia po dosyć trudnej walce z
doświadczonym seterem do Ortrosa przyszedł Dick, dzierżąc w dłoni
kość z kawałkiem mięsa. Wilk zareagował natychmiast – wściekle
warcząc, zaczął rzucać się po klatce.
Dick popatrzył tylko pobłażliwie na
Ortrosa, po czym rzucił kość. Upadła zaledwie pół metra od
klatki.
- Teraz jeszcze bardziej mnie
znienawidzisz – powiedział, po czym zaśmiał się złowrogo i
odszedł.
Wilk dopiero w tamtej chwili zdał
sobie sprawę, że przed nim leży mięso. Czuł jego zapach, był
głodny. Rozpaczliwie zaczął wyciągać łapy poza pręty klatki.
Nie umiał jednak dosięgnąć pożywienia – całą noc spędził
na bezradnym skomleniu.
Dopiero rano przyszedł do niego Jack i
zdenerwował się strasznie, kiedy zobaczył, co zrobił Dick. Rzucił
wilkowi kość i usiadł, wzburzony.
- Co za bydlak! - krzyknął, a Ortros
warknął ostrzegawczo. Jack błyskawicznie zniżył głos do
normalnego tonu. - Żeby tak męczyć biedne zwierzę! - Pokręcił z
niedowierzaniem głową, patrząc, jak wilk zaczyna obgryzać
łapczywie kość.
Reagował na Jacka spokojnie, rzadko
warczał. Wiedział już, że chłopak nic mu nie zrobi. Nie czuł
jednak do niego przywiązania czy sympatii – po prostu go
tolerował. Był to jedyny człowiek, któremu nie odpowiadał
wściekłym warczeniem.
- Wiesz, wilku, mam dla ciebie nowe
wieści. Chyba się nie ucieszysz. Ja sam kiedy to usłyszałem, nie
dowierzałem własnym uszom! - Powiedział, a wilk warknął
delikatnie w odpowiedzi. Była to jego jedyna forma komunikacji
między Jackiem.
- Słuchaj, wilku. Wczoraj wieczorem
usłyszałem, jak Dick rozmawia z Billem. Powiedział, że jesteś
tak dobry, że niedługo będziesz walczył z dwoma psami pod
rząd... Wyobraź to sobie, wilku. Najpierw jeden pies i od razu
drugi. Naprawdę nie wiem, co Dick ma w głowie. Przecież i tak po
każdej walce jesteś osłabiony, a tutaj... - Głos Jacka stał się
nagle rozpaczliwy.
- Dick to bydlak, bydlak do setnej
potęgi! - Jack ukrył twarz w dłoniach. - I co teraz mam zrobić,
wilku? On to wszystko robi na prośbę widowni. Dla kasy.
Ortros podniósł głowę i popatrzył
na Jacka. Przez chwilę zdawało się chłopakowi, że widzi w nich
współczucie...
- Wiem, że nie powinienem tego mówić,
wilku, ale zginiesz. Dick za wysoko ocenia twoje umiejętności. Bo
jest bydlakiem i tyle.
Jack spojrzał smętnie na wilka, a on
na niego.
- To chyba dobrze, że jesteś
nieświadomy tego, wilku, ale z drugiej strony... Ech... - Westchnął
i pociągnął nosem. W jego oczach zaświeciły łzy. Jack pomrugał
szybko, aby je odgonić.
- Nie, doprawdy, co ty sobie
wyobrażasz, Jack! - Krzyknął do samego siebie. - Koniec mazania
się. Muszę coś zrobić, nie pozwolę, żebyś zginął. Nie będzie
łatwo, ale obiecuję ci, wilku...
Ortros warknął w odpowiedzi i
położył łeb na przednich łapach.
***
Tymczasem Dick rozmawiał z
McCartneyem. Siedzący nieopodal Bill słyszał tylko szczątki zdań.
Husky, mastif, walka. Wilk, pieniądze, wygrana...
Wzruszył tylko ramionami i zaczął
czyścić swojego colta.
***
Hej! Tak, to (znowu) ja. Jesteśmy już bardzo blisko punktu kulminacyjnego. Mam nadzieję, że się podoba.
Troszkę inny krój tekstu, ale nie powinno to bardzo przeszkadzać.
Pozdrawiam serdecznie! - Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz