poniedziałek, 30 listopada 2015

Krew wolności #9

Dick wprowadził Ortrosa na arenę. Wilk zauważył, że ludzie byli niezwykle podnieceni i z zapałem robili wciąż zakłady lub stale podbijali stawki.
 
Był przygotowany, jak zawsze. Nie tracił czasu ani siły na bezskuteczne atakowanie Dicka. Nawet nie warczał, nie jeżył sierści. Spokojnie czekał, aby rzucić się na przeciwnika i wyładować na nim całą wściekłość i nienawiść.
 
Do Dicka podszedł McCartney, ale wilk nie zauważył go.
 
- Zobaczymy, jak się sprawi twój wilk - powiedział z chytrym uśmiechem. - Żaden pies w historii nie pokonał dwóch psów pod rząd.
 
- Po pierwsze to jest wilk, staruszku - odparł nieuprzejmie Dick - A po drugie walczył już z dwoma kundlami jednocześnie.
 
- Z dwoma słabymi kundlami - podkreślił mężczyzna - A ja załatwiłem silnego husky i mastyfa. Twój wilk nie ma szans.
Dick już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale widownia nagle zamilkła, widząc wchodzącego na arenę Billa.

- Dwadzieścia do jednego, że nie wygra – rzucił jeszcze McCartney.

- Żarty sobie stroisz! Stawiam czterdzieści do jednego, że wygra – oznajmił szybko Dick i spojrzał w kierunku Billa.

- Drodzy panowie! Dziś mamy wyjątkową walkę, taką, jakiej jeszcze nie było! Wilk Ortros, który nigdy nie przegrał, zmierzy się z dwoma psami pod rząd!
Pośród zgromadzonych ludzi przeszedł szmer zaskoczenia.

- Najpierw nieustraszony wilk spróbuje pokonać Talona, rasowego husky sprowadzonego przez Henry 'ego McCartneya. Jeżeli wygra, od razu na arenę zostanie wpuszczony wścieklejszy od diabła bull mastyf o imieniu Cerber!
Wśród publiczności podniosły się głosy zdziwienia i zachwytu.

- Wygrana zostanie uznana tylko wtedy, kiedy polegnie najpierw Talon, a potem Cerber. Uwaga! Wszystkie zakłady zostały zrobione!...
    Ortros zobaczył, jak na arenę wprowadzany jest potężny husky o czarno-białej sierści. Obnażył kły i zawarczał groźnie. Talon był o wiele większy i bardziej rozbudowany od smukłego wilka.

- Przygotować się! Trzy!... Dwa!... Jeden!...

Wilk spiął wszystkie mięśnie, gotowy do skoku. Poczuł, jak Dick chwyta za łańcuch przy jego szyi, aby szybko móc go odpiąć.

- START!

Ortros błyskawicznie wyrwał się. W ułamku sekundy odbił się od podłoża i spadł prosto na zdezorientowanego Talona, wgryzając się w jego kark. Pies miał jednak refleks – jednocześnie chwycił zębami bok wilka.

Dwa ciała sczepiły się w ucisku. Ortros z całej siły darł boleśnie szyję husky, a ten próbował zadać rany na boku wilka. Miał to zadanie utrudnione – nie umiał w pełni poruszać się z bolącym karkiem, ale udało mu się rozedrzeć skórę na łopatce Ortrosa.

Wilk odskoczył nagle, zaskoczony bólem, lecz zaraz rzucił się na Talona, łapiąc go za szyję, tuż przy tętnicy szyjnej. Znów poczuł okropny ból – husky bronił się dzielnie, szarpiąc teraz jego kark.

Ortros nie puścił jednak psa. Wiedział, że chwycił zbyt dobrze, aby rezygnować. Mimo straszliwego bólu, który zadawał mu husky, trzymał w pysku skórę, próbując przerwać miejsce, gdzie pulsowało życie.

Trwało to tak kilka dobrych minut – wilk usiłował jak najszybciej zabić Talona, a pies w tym czasie bronił się dzielnie, gryząc Ortrosa we wszystkich miejscach.

Wkrótce wilkowi udało się. Poczuł w pysku ciepłą krew i spróbował powalić psa. Leżąc na plecach trzymany przez Ortrosa, husky dogorywał. Niedługo potem jego ciało legło bez ruchu.

Osłabiony wilk podszedł, chwiejąc się, do ściany areny i zaczął lizać głębokie i bolesne rany, jakie zadał mu pies. Miał okrwawiony kark, nogi, plecy, rozszarpane ucho i takąż łopatkę, która piekła niemiłosiernie.

Usiłując ukoić ból, czekał, aż go stąd zabiorą. Nie stało się tak jednak. Ludzie nadal krzyczeli, Dick stał, jakby zapomniał o bożym świecie. Nic się nie działo, tylko dwóch mężczyzn zabrało martwe ciało Talona.

Zdziwiony Ortros rozejrzał się. Jego wzrok zatrzymał się na postawnym człowieku, który trzymał na smyczy śliniącego się bull mastyfa o jasnobrązowym futrze i wściekłych oczach. Zszokowany wilk nie wiedział, co teraz nastąpi. Przecież zawsze po walce zabierano go do klatki, dlaczego stoi tutaj ten pies...?

Zanim zdołał do wszystkiego dojść, usłyszał głos Billa:

- A teraz, panowie, bull mastyf Cerber! Najwścieklejszy pod słońcem, czy będzie godnym przeciwnikiem dla wilka, który lada co pokonał Talona?...
Mężczyźni zaczęli krzyczeć entuzjastycznie.

- Trzy!...
Wilk powstał i zjeżył sierść. Już wiedział, co się stanie. Znał dobrze to odliczanie.

- Dwa...! Jeden...!
Obnażył kły. Poczuł pieczenie w łopatce, ale wpatrywał się wciąż w Cerbera.

- START!
Już miał wyrwać się, skoczyć, zaatakować – kiedy zatrzymał go straszliwy ból. Nagle, w pół kroku, zatrzymał się i skulił.
Nim zdołał cokolwiek zrobić, z ogromnym impetem rzucił się na niego Cerber, jednocześnie powalając wilka na plecy. Po raz pierwszy w historii ludzie zobaczyli, jak Ortros pada...

niedziela, 29 listopada 2015

Krew wolności #8

Wilk walczył przez miesiące, stając się coraz lepszy w tym, co robił. Nauczył się zadawać ciosy z niesamowitą szybkością, przewidywać ruchy przeciwnika i sprytnie umykać przez razami, sam zadając jak największy ból.
Biada psom, które z nim zadarły. Nie mogły nadążyć za wręcz kocimi ruchami Ortrosa, zdezorientowane reagowały wtedy, gdy były już pod wściekłym wilkiem, który zadawał ostatnie już rany. Z ogromną pasją szarpał i darł żywe ciało. Jego jedynym celem życia było zabijanie.
A to wszystko zawdzięczał nienawiści do ludzi, którą podsycano cały czas.
Pewnego dnia po dosyć trudnej walce z doświadczonym seterem do Ortrosa przyszedł Dick, dzierżąc w dłoni kość z kawałkiem mięsa. Wilk zareagował natychmiast – wściekle warcząc, zaczął rzucać się po klatce.
Dick popatrzył tylko pobłażliwie na Ortrosa, po czym rzucił kość. Upadła zaledwie pół metra od klatki.
- Teraz jeszcze bardziej mnie znienawidzisz – powiedział, po czym zaśmiał się złowrogo i odszedł.
Wilk dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, że przed nim leży mięso. Czuł jego zapach, był głodny. Rozpaczliwie zaczął wyciągać łapy poza pręty klatki. Nie umiał jednak dosięgnąć pożywienia – całą noc spędził na bezradnym skomleniu.
Dopiero rano przyszedł do niego Jack i zdenerwował się strasznie, kiedy zobaczył, co zrobił Dick. Rzucił wilkowi kość i usiadł, wzburzony.
- Co za bydlak! - krzyknął, a Ortros warknął ostrzegawczo. Jack błyskawicznie zniżył głos do normalnego tonu. - Żeby tak męczyć biedne zwierzę! - Pokręcił z niedowierzaniem głową, patrząc, jak wilk zaczyna obgryzać łapczywie kość.
    Reagował na Jacka spokojnie, rzadko warczał. Wiedział już, że chłopak nic mu nie zrobi. Nie czuł jednak do niego przywiązania czy sympatii – po prostu go tolerował. Był to jedyny człowiek, któremu nie odpowiadał wściekłym warczeniem.
- Wiesz, wilku, mam dla ciebie nowe wieści. Chyba się nie ucieszysz. Ja sam kiedy to usłyszałem, nie dowierzałem własnym uszom! - Powiedział, a wilk warknął delikatnie w odpowiedzi. Była to jego jedyna forma komunikacji między Jackiem.
    - Słuchaj, wilku. Wczoraj wieczorem usłyszałem, jak Dick rozmawia z Billem. Powiedział, że jesteś tak dobry, że niedługo będziesz walczył z dwoma psami pod rząd... Wyobraź to sobie, wilku. Najpierw jeden pies i od razu drugi. Naprawdę nie wiem, co Dick ma w głowie. Przecież i tak po każdej walce jesteś osłabiony, a tutaj... - Głos Jacka stał się nagle rozpaczliwy.
- Dick to bydlak, bydlak do setnej potęgi! - Jack ukrył twarz w dłoniach. - I co teraz mam zrobić, wilku? On to wszystko robi na prośbę widowni. Dla kasy.
    Ortros podniósł głowę i popatrzył na Jacka. Przez chwilę zdawało się chłopakowi, że widzi w nich współczucie...
- Wiem, że nie powinienem tego mówić, wilku, ale zginiesz. Dick za wysoko ocenia twoje umiejętności. Bo jest bydlakiem i tyle.
Jack spojrzał smętnie na wilka, a on na niego.
- To chyba dobrze, że jesteś nieświadomy tego, wilku, ale z drugiej strony... Ech... - Westchnął i pociągnął nosem. W jego oczach zaświeciły łzy. Jack pomrugał szybko, aby je odgonić.
- Nie, doprawdy, co ty sobie wyobrażasz, Jack! - Krzyknął do samego siebie. - Koniec mazania się. Muszę coś zrobić, nie pozwolę, żebyś zginął. Nie będzie łatwo, ale obiecuję ci, wilku...
    Ortros warknął w odpowiedzi i położył łeb na przednich łapach.

    ***
Tymczasem Dick rozmawiał z McCartneyem. Siedzący nieopodal Bill słyszał tylko szczątki zdań. Husky, mastif, walka. Wilk, pieniądze, wygrana...
Wzruszył tylko ramionami i zaczął czyścić swojego colta.

          ***

Hej! Tak, to (znowu) ja. Jesteśmy już bardzo blisko punktu kulminacyjnego. Mam nadzieję, że się podoba.
Troszkę inny krój tekstu, ale nie powinno to bardzo przeszkadzać.
Pozdrawiam serdecznie! - Ola

sobota, 28 listopada 2015

Krew wolności #7

Na arenie przez krótką chwilę nastała cisza, a potem nagle wybuchł wśród ludzi entuzjazm. 

Mężczyźni dawali lub zabierali pieniądze sobie nawzajem, krzyczeli triumfalnie albo milczeli z niewyraźną miną.

Dick śmiał się razem z Billem, stojąc obok ponurego McCartneya.

- I co, staruszku? - krzyknął Dick, poklepując mężczyznę po ramieniu – I co, miałem rację! Tego wilka żadne bydlę nie pokona! - Zabrał McCartneyowi plik banknotów i schował go do kieszeni.

- To tylko pierwsza walka – odparł spokojnie mężczyzna – Jeden, zwykły malamut. Przywiozę ci takiego psa... - Nie dokończył, bo Dick szybko wykrzyknął:

- Najlepszy malamut w Klondike! Pokonał go, rozumiesz, panie? To pewne zwycięstwo!

- Jeszcze zobaczymy Dick, zobaczymy – zadumał się McCartney, natomiast Dick wskoczył ostrożnie na arenę z łańcuchem.
Ortros warknął i zjeżył sierść. Już wiedział dobrze, co chce zrobić Dick.

- No, wilku – powiedział mężczyzna – Wracasz do klatki.
Wilk warknął głośniej i obnażył kły, ale Dick nie zwracając na to uwagi, skoczył ku niemu i zapiął mu łańcuch.

Ortros odruchowo już zaczął się szarpać, próbując dosięgnąć Dicka zębami. Gdyby nie był kierowany nienawiścią, która przesyciła go – może by uległ i stał spokojnie, tak jak wcześniej, gdy był jeszcze w szarym pomieszczeniu. Ale teraz nienawiść przejęła nad nim kontrolę – i nie mógł opanować się. Chciał tylko zadać mężczyźnie największe razy, rozszarpać jego ciało, zabić.

Dick bez wahania i z trudem zaciągnął wilka do klatki i wprowadził go tam. Nie odczepił jednak łańcucha, który umocował poza klatką przy wysokim palu.

Ortros tymczasem walczył cały czas, kierowany tym najgorszym uczuciem. Wyglądał przerażająco – zbryzgany krwią na piersi i pysku, czerwonych kłach i zjeżonej sierści przypominał prawdziwe, krwiożercze zwierzę.

Nie było wątpliwości – stał się bestią pragnącą tylko zabijać, straszliwym wilkiem w swej prawdziwej naturze.
***
Odtąd każdego dnia walczył, dając upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką samą łatwością, jakby łamał zapałki. Począwszy od delikatnych seterów, pointerów i słabych, nieokreślonych mieszańców po silne i wytrzymałe husky, malamuty i szpice – wszystkie te psy legły nieruchomo pod wściekłymi kłami Ortrosa. Ludzie specjalnie przywozili najgroźniejsze zwierzęta – zdarzały się już masywne owczarki, pitbulle, a nawet jeden amstaff. Wszystkie, bez wyjątku, ginęły marnie, rozszarpywane przez dzikiego wilka z puszczy.

Dick natomiast pławił się w bogactwie, i jednocześnie poddawał wilka najróżniejszym próbom, aby odpowiednio zadowolić publiczność. Kilka razy Ortros walczył dwukrotnie w ciągu dnia, a raz wpuszczono na arenę jednocześnie dwa psy. Była to jedna z najtrudniejszych walk Ortrosa, ale ostatecznie zwyciężył.

Posunięto się nawet do tego, że złapano wychudzonego i zmarniałego wilka prosto z puszczy. Ortros zabił własnego brata, tracąc całkowicie głowę – kierowany był jednym, straszliwym uczuciem.

***

Mijały miesiące. Ortros nigdy nie przegrał. Jego talent, szybkość i zwinność były nie do pokonania, wilk różnił się tym wszystkim znacznie od zwykłych psów. Używał tego, co Natura dała wilkom jako instynkt i intuicja.

Ludzie zabrali dzikie, wolne zwierzę z puszczy i zhańbili dla własnego zysku i przyjemności, odbierając mu godność i szacunek, a dając najgorsze uczucie – nienawiść.

Odtąd każdego dnia walczył, dając upust wściekłości. Pokonywał wszystkie psy w Klondike z taką samą łatwością, jakby łamał zapałki.

piątek, 27 listopada 2015

Powitanie :)

Cześć! 

Na imię mam Kasia, jestem jedną z czterech adminek (czy współtwórców, nie mam pojęcia) na tym blogu (aktualnie najbardziej aktywnymi adminkami są Shiro i Ola) :D.

Jej! To mój pierwszy post (mam nadzieję, że nie ostatni) :). Na wstępie muszę napisać, że jestem pod ogromnym wrażeniem postów Oli i Shiro. Już na pierwszy rzut oka widać, ile dziewczyny włożyły w to pracy. Więc... Brawo! Brawo! :) 

Szczerze mówiąc, trochę nieśmiało podchodzę do udostępniania na blogu. Ale postaram się, żeby wrzucać coś ciekawego. Myślałam już trochę o tym. Nadchodzi pytanie: Co mam udostępniać? Od razu pomyślałam - moje prace plastyczne! Uwielbiam rysować, malować i tworzyć rękodzieło. Kiedyś interesowałam się fotografią, teraz już trochę mi to przeszło. Choć zdjęcia Oli mnie bardzo zainspirowały :)

Dobra, już przestaję Was zanudzać :P Przedstawię Wam teraz pracę namalowaną akwarelami, którą zrobiłam na letnich zajęciach w MDK nr 2. Ach, ile pięknych wspomnień z tego słonecznego lipca...




W letnie popołudnie...

Pamiętam, że mój Mistrz skomentował to tak: ,,Typowe babskie malowanie" :)
Łączę z tym obrazkiem wiele wspomnień - pogaduszki w pracowni, żarty Mistrza, słoneczne plenery... Ach, wakacje!

Myślę, że to już koniec tego mojego posta. Pierwszego, pierwszego! (Bardzo się tym denerwuję) :P
A zatem...

Niech wiatr będzie z Wami!
    - Kasia

czwartek, 26 listopada 2015

Ciężki dzień... i parę zdjęć

Hej!

Witam Was po naprawdę ciężkim dniu. Dlaczego ciężkim? Szkoła do 15:20, potem uporczywe szukanie prezentu na urodziny mojej koleżanki po całym mieście, następnie szybki powrót do domu, nauka na jutrzejszy sprawdzian, i w końcu - ukochana wizyta u dentysty na plombowanie dwóch ząbków (ponieważ małe ustrojstwo zwane bakteriami zażyczyło sobie mojej piątki i szóstki na obiad, i powstały piękne, czarne dziurki)...

No niestety, w życiu tak bywa.

Ale na szczęście mam teraz chwilę wytchnienia i wrzucam dla Was parę fotografii... Oczywiście - ptaków. W tym się specjalizuję.
Żeby nie było mało, na początek jeszcze zdjęcia kwiatowe (Ach, te letnie wspomnienia):



 

A oto i ptactwo przeze mnie uchwycone:
 
Gołąbeczek...

I kaczuszki...

I młody wróbel, który jeszcze nie wie, że ludzie są źli...  Nie wszyscy, na szczęście!

Najlepsze ujęcie ever (nie martwcie się, odniosłam wróbla w bezpieczne miejsce, aby go kto nie zjadł)
Te bażanty są naprawdę płochliwe. Tylko stawię krok kilkadziesiąt metrów od nich - już wieją.
 
 I jeszcze jedno. Ostatnio na moim polu (oficjalnie nie uprawiam tam kartofli, ale nazywam je moim) pojawiło się jakieś tajne zgrupowanie...


 
No naprawdę...
Co to jest?! Bażanty (te rude) i sroki razem? Co one tu robią? Kiedy to zobaczyłam, od razu na myśl weszło mi skojarzenie: zebranie czarno-białej mafii (sroki) i walecznych rycerzy kogutów (bażanty). Brakuje jeszcze głównodowodzącej jednostki - generała (czytaj: orzeł) i całego stada bombardujących samolotów (czytaj: gołębie)...
Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że w tym sianie i zżółkłej trawie jest po prostu żarcie.

Tymczasem kończę i pozdrawiam gorąco. Życzę Wam również, abyście nie zostali zaatakowani przez bakterie próchnicy ani bażanty ze srokami - Ola z nowiuteńką plombą...











środa, 25 listopada 2015

Krew wolności #6


Dick wszedł z impetem do małego pokoiku i spojrzał na siedzącego Billa, który z uwagą przyglądał się swojemu coltowi.

- Jutro zaczynamy! - oznajmił, po czym usiadł energicznie na krześle, aż zatrzeszczało. Bill nadal oglądał broń, potem odłożył ją na stół i spojrzał wyczekująco na Dicka, który był wyraźnie poruszony.

Ten zaśmiał się nagle.

- Zarobimy kupę szmalu dzięki temu wilkowi! Założę się o pięć worków złota, że wygra pierwszą walkę!

- Mam nadzieję, że nie tylko pierwszą – mruknął Bill, patrząc, jak Dick zaciera ręce.

- Stary McCartney na pewno nie znajdzie lepszego psa! – entuzjazmował się mężczyzna.

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca – powiedział Bill – Nawet nie widziałeś, jak sobie radzi Ortros, a już marzysz o pieniądzach i sławie. Poczekaj z tym do pierwszej walki.

- Mówię ci, to jest pewne – Dick złapał za ramiona Billa, po czym zaśmiał się znowu – Żaden kundel nie pokona tej bestii!

- Zobaczymy. - Odrzekł tylko mężczyzna i znów zaczął oglądać swojego starego colta.

Tymczasem niczego nieświadomy Ortros leżał spokojnie w klatce, marząc. Nie wiedział, że już jutro stanie do walki z pierwszym psem, jutro będzie szarpał i gryzł żywe ciało w walce na śmierć i życie. Jutro będzie mógł dać upust wszystkim tym emocjom, które się w nim nagromadziły przez te  kilka tygodni. Wściekłość i nienawiść, jutro wyleje to na przeciwnika, albo ginąc, albo zwyciężając.

Rozpoczynał się wielki, trudny czas, w którym będzie musiał stawić czoła najsilniejszym i najwścieklejszym psom w Klondike, a może i nawet z całej Alaski.

***

W końcu nadszedł ten dzień, dzień pierwszej walki Ortrosa. Wczesnym rankiem powitał wilka okropny i głośny odgłos, który dobrze już znał – odgłos walenia kijem o klatkę.

Momentalnie wyrwał Ortrosa ze snu. Wilk instynktownie skoczył ku Dickowi, który zaczął uderzać jeszcze mocniej, aby wściekł się jak najbardziej.

Ortros skakał, wiercił się i warczał zaciekle, co chwilę błyskały jego białe kły i przekrwione oczy. Drażniące, miarowe dźwięki jak i obecność Dicka, którego nienawidził, doprowadzały wilka do szału.

Trwało to tak cały kwadrans. Mężczyzna w końcu przestał, a Ortros umęczony, padł, ale z jego gardła nadal wydobywał się głuchy pomruk.

- Zobaczymy, jak ci pójdzie dziś na arenie – powiedział Dick, a wilk obnażył kły. Wyglądał teraz strasznie – pysk zmarszczony w grymasie, gniewne oczy i położone uszy – wszystko to było uosobieniem prawdziwej bestii.

Dick zaśmiał się szyderczo, co wzbudziło jeszcze większą wściekłość u Ortrosa.

- Tak trzymać, wilku! Wkrótce wszyscy dowiedzą się o twojej potędze, a ja dzięki tobie zarobię taką forsę, że nawet McCartney będzie mi zazdrościł! - Po czym mężczyzna przejechał jeszcze kilka razy kijem po prętach klatki, a wilk zaczął głośno warczeć.

- Do wieczora, Ortros! - Rzekł jeszcze i wyszedł.

Dopiero teraz warczący pomruk ucichł. Wilk położył się i zaskomlał cicho.

***

Wieczorem przyszedł Dick i ku zdziwieniu wilka, zapiął mu łańcuch (choć nie było to łatwe) i zaprowadził go na arenę. Ortros cały czas targał się i warczał, ale Dick był doświadczony. Sprytnie unikał ostrych kłów.

Wściekłość wilka zmalała trochę, kiedy weszli na arenę. Był zaskoczony – znał już to miejsce, ale teraz było tu mnóstwo ludzi, którzy wymachiwali pieniędzmi, śmiali się i krzyczeli. Ortrosowi odruchowo zjeżyła się sierść na karku, a w gardle wezbrał pomruk.

- No proszę, stary McCartney! - Wykrzyknął naraz Dick, podchodząc z wilkiem do wysokiego mężczyzny w meloniku. Wyglądał na bardzo wytwornego.

- Miło cię widzieć, Dick – powiedział spokojnie ten, po czym spojrzał na Ortrosa. - To twoje bydlę?

Wilk warknął groźniej, a mężczyzna zaśmiał się.

- Dziś Johny przywozi psa. - Oznajmił.

- Ile stawiasz, że mój wygra? - Spytał Dick, wyciągając plik banknotów.

- Dwa. Johny ma dobrego malamuta, wygrał już niejedną walkę.

- Mój to wilk – powiedział dumnie Dick, a McCartney zamyślił się

- Więc daję trzy i koniec. - Mężczyzna odliczył pieniądze i schował je do kieszeni. - Ale myślę, że pies Johny' ego wygra.

- Zobaczymy. - Mruknął tylko pod nosem Dick i powiedział:

- Chodź już pan, zaczyna się. Johny już tam stoi... Cholera, ale ma psisko!

Rzeczywiście, po drugiej stronie areny stał silny chłopak i trzymał na lince bardzo masywnego i mocnego psa o szarej, puszystej sierści. Pies warczał na Ortrosa, wilk również – ale było widać, że Ortros jest wścieklejszy.

Żadne impulsy do niego nie docierały. Nawet nie zauważył, że ludzie uciszyli się, McCartney wskoczył za drewniane ogrodzenie areny, a Dick przybliżył się do niej, aby móc szybko za nią wskoczyć, kiedy walka się rozpocznie. Nawet nie zauważył, jak prowadzący Bill powiedział entuzjastycznie:

- Drodzy panowie, zaczynamy! Przed wami Rider, najgroźniejszy malamut w Klondike, i dziki, rodem z puszczy wilk Ortros!

Wilk widział tylko masywnego psa, pod którego kłami on zaraz zginie lub którego on zagryzie na śmierć. Walka na śmierć i życie właśnie się rozpoczynała...

- Trzy!...

Ortros obnażył kły i zmarszczył pysk.

- Dwa!...

Zgromadzona w nim wściekłość przepełniała go, była w każdym kawałku jego ciała i duszy.

- Jeden...

Wilk spiął wszystkie mięśnie. Czekał tylko na sygnał...

- START!

Nagle Dick odpiął szybko łańcuch, a wilk instynktownie skoczył naprzód z dzikim warczeniem. Rider pierwszy zadał cios – ugodził Ortrosa w bark. Nie była to głęboka rana, ale wprowadziła wilka w pasję. W niesamowicie szybkim tempie rozdarł skórę na łopatce Ridera i odskoczył, unikając w ostatniej chwili białych kłów psa.

Był to wilczy sposób walki – zadać cios i odskoczyć. Leżał on w podświadomości wilka, wyssał go wraz z mlekiem matki.

Ortros zwinnie umykał przed Riderem, sam zadając mu coraz to boleśniejsze rany. Wszystkiego przyczyną była wściekłość – straszliwa wściekłość, którą wilk wylewał teraz na niewinne zwierzę, tak mu bliskie; oraz nienawiść – którą dali mu ludzie.

Nagle Ortros odbił się mocno i zacisnął silne szczęki na karku Ridera. Pies, z rozdartymi łopatkami, pokaleczonymi łapami i rozszarpanym na strzępy uchem, zaskomlał głośno. Nie mógł się teraz bronić, nie miał dostępu do wilka. Ortros zaś wgryzał się coraz bardziej, aż naraz – puścił malamuta i odskoczył.

Wszystko potem stało się w jednej chwili. Szybki chwyt, okropny skowyt bólu i warczenie wilka, potem – uderzenie.

Wilk zaatakował przy samej nasadzie. Było to długie cięcie, głęboka, śmiertelna rana...

Rider wydał z siebie straszliwe warknięcie, które nagle przerodziło się w chrapliwy kaszel. Próbował jeszcze walczyć, ale życie upływało już z niego – słabł powoli, a oczy zachodziły mgłą.

Ortros chwycił zębami jeszcze raz. Wkrótce potem malamut legł nieruchomo, a wilk podniósł łeb.

Przed nim leżał martwy, zbryzgany krwią pies, on sam zaś nosił tylko nieliczne ślady zębów. Jego pysk ociekał krwią zmieszaną ze śliną, zmarszczony pysk przybrał szybko normalny wyraz.

Bestia zabiła ofiarę i wygrała tę pierwszą walkę, straszliwą walkę na śmierć i życie.
 
***
 
od: Ola

wtorek, 24 listopada 2015

Zima nadchodzi!

Cześć!
Zima zbliża się (przynamniej do mnie) wielkimi krokami. Dziś rano patrzę przez okno - a tu co? ŚNIEG!...
...który stopniał po kilku godzinach. Ale co tam! Może to i dobrze?...
Słońce dziś wyjątkowo pięknie ukazywało swą twarz. Podczas powrotu ze szkoły postanowiłam zrobić parę zdjęć:


 

Jeszcze trochę śnieżku zostało na jutro, możemy lepić bałwany ;-)
No i gdzie ja tu będę zjeżdżać na sankach?!


Tak, nudna dróżka przed moim domem może stać się całkiem ciekawa w połączeniu ze słońcem...
To już wszystko na dziś, wiem, troszkę mało...
Ale jutro powinna się ukazać kolejna część Krwi Wolności.
Tymczasem pozdrawiam i miłego lepienia bałwanów (jeżeli macie śnieg, choć równie dobrze można zadowolić się błotem...)! - Ola


poniedziałek, 23 listopada 2015

Krew wolności #5

Mijały godziny, dni, tygodnie. Ortros żył w straszliwej nienawiści do ludzi. Każda chwila była nią przepełniona, a wściekłość była uczuciem, które towarzyszyło wilkowi zawsze.

Codziennie Dick przychodził z kijem do klatki i drażnił, cały czas drażnił Ortrosa. Wilk zaś cały czas mu odpowiadał, wściekłym warczeniem, jeżeniem sierści i obnażonymi kłami. Mężczyzna doszedł nawet do tego, że w środku nocy budził wilka waleniem o klatkę, aby ten wściekł się jeszcze bardziej. 

A Ortrosowi nie pozostawało nic innego, jak tylko walczyć, walczyć cały czas.

Rozsadzany nienawiścią stał się krwiożerczą bestią, witającą każdego głuchym pomrukiem. Oczy napłynęły krwią, sierść prawie cały czas była najeżona. Wilk chciał zemścić się na wszystkich ludziach, którzy zabrali mu to, co było dla niego najważniejsze – wolność.

Czasami w snach wilka pojawiały się obrazy puszczy, lodowych równin i cichych, tajemniczych lasów. Jego dom, w którym się wychował – przepadł, zniknął. Jego towarzyszy, innych wilków – nie było. Stracił wszystko...
Przez ludzi.

Wilk od czasu, gdy go złapano, wiedział już, że to sprawka ludzi. Wszystkich ich nienawidził, lecz najbardziej pałał wrogością do Dicka.

Dick wiedział, że Ortros go nienawidzi. O to mu chodziło, dlatego zawsze, gdy tylko mógł, szedł do jego klatki i wściekał na różne sposoby, aby na arenie wylał całą czarę emocji na przeciwnika i zabił go.

Był okrutnym człowiekiem. Tresował psy wykorzystując ich uczucia spoczywające głęboko w ich duszy. Wściekłość i gniew – to starał się obudzić, nienawiść zaś – dawał.

Mężczyzna robił to samo z Ortrosem. Jego drażnienie nie ograniczało się tylko do kija. Czasami potrafił przywiązać wilka do łańcucha, aby ten atakował patyk, którym Dick go bił. Kilka razy doszło do tego, że Ortros w przypływie gniewu łamał kij w śmiertelnym zacisku szczęk, a raz nawet udało mu się zranić Dicka w rękę. Odtąd mężczyzna męczył wilka jeszcze bardziej.

Pewnego dnia wpuścił go na arenę, ale bez przeciwnika. On sam stanął za wysoką, drewnianą ścianą i patrzył z lubością, jak Ortros próbuje skoczyć mu do gardła.
- Atakuj, wilku! Pokaż co potrafisz! - krzyczał mężczyzna, dokuczając wilkowi dodatkowo grubym kijem. Wilk tymczasem szarpał się i skakał, warcząc głucho w przypływie wściekłości.
Od tego czasu Ortros znienawidził Dicka jeszcze bardziej, a do drewnianej areny czuł wstręt.

Nie zawsze jednak objawiał swój gniew. Kiedy nikt go nie drażnił, kiedy nikogo nie było w pobliżu – wilk kładł swój szaro-rudy łeb i wznosił oczy w błagalnym spojrzeniu. Wtedy marzył – o swoim domu. Chciał tam wrócić – tęsknił za nim całym swym wilczym sercem, przesyconym nienawiścią, którą dał mu człowiek...

Dick tymczasem marzył o pieniądzach, które wkrótce da mu ten wściekły wilk z puszczy za wszystkie zrobione zakłady. Dzień pierwszej walki Ortrosa na arenie zbliżał się wielkimi krokami, ale wilk nie miał o tym pojęcia. Wiedział tylko, że nienawidzi Dicka i wszystkich innych ludzi.
Pewnego wieczoru Ortros jak zwykle leżał w swojej ciasnej klatce i marzył.

Nagle usłyszał skrzyp. Podniósł szybko głowę, kierując uszy w stronę źródła dźwięku.
Do pomieszczenia wszedł Jack i niepewnym krokiem podszedł do klatki wilka. Ten widząc człowieka, warknął i położył uszy po sobie.

Jack stanął kilka metrów od klatki i usiadł na przysuniętej przez siebie beczce. Popatrzył na wilka, u którego głuchy pomruk stawał się coraz to głośniejszy.

Przesiedzieli tak obaj niecałą godzinę. Warczenie Ortrosa stopniowo cichło, wilk uznał, że nie ma to sensu. Jack i tak wydawał się być niewzruszony.
- Och, wilku – przemówił smutno Jack, a Ortros warknął na te słowa. - Gdybyś tylko wiedział, jak mi cię jest żal. Nie jestem taki, jak Dick – wyciągnął rękę do wilka, ale ten obnażył kły. Jack szybko ją cofnął.

- Naprawdę nie rozumiem, jak on może zabierać dzikie zwierzę z jego domu i tak okrutnie je tresować. - Powiedział po chwili spokojnym głosem, ale z nutą rozpaczy. Ortros przyjął to z milczeniem.

- Przecież nawet te najlepsze psy żyją góra kilka miesięcy. Może ty przetrwasz dłużej, ale jakie to będzie miało znaczenie?! I tak zdechniesz z wycieńczenia. - Jack wzniósł ręce do góry. Wilk przyjął to jako wrogi gest, więc zawarczał ostrzegawczo. Jack natychmiast przyjął zwykłą pozę.

- Wybacz, wilku, nie chciałem cię wystraszyć. Po prostu to mnie mierzi zawsze, gdy o tym pomyślę... Ty pewnie chciałbyś sobie teraz biegać po lesie z innymi wilkami, mam rację?...
Wilk przekrzywił lekko łeb, nie odrywając wzroku od Jacka.
- Na pewno mam rację. Szkoda, że nie umiesz mówić – westchnął chłopak. Ortros milczał, ale nadal był czujny. Był nieufny i nie wiedział, że nie wszyscy ludzie zachowują się tak okrutnie.

- Wiem, że mnie rozumiesz. Gdyby moja rodzina nie była biedna, a ja bardziej wykształcony, toby mnie tu nigdy nie było. Ale sam widzisz – wszystko kręci się wokół kasy.
Wilk wydał z siebie głuchy pomruk, ale nie był on złowrogi. Jack wyraźnie się ucieszył.

- Rozumiesz mnie! Naprawdę mnie rozumiesz! - powiedział z radością. - Niech Dick się pocałuje w nos. I tak jest parszywym, głupim i śmierdzącym bydlakiem! - Jack wstał, a Ortros cofnął się podejrzliwie.

- Nie martw się, wilku. Zrobię wszystko, abyś nie skończył jak zwykłe ścierwo rzucone pod płot. Tylko jak dzikie, piękne zwierzę ze swoją godnością... Obiecuję, zrobię wszystko.
 Jack uśmiechnął się, a Ortros warknął głucho w odpowiedzi.

Nie mógł przecież wiedzieć, że Jack naprawdę chce mu pomóc.
***
od: Ola

Ważne info od Oli

Witam!

Z tej strony Ola. Jak zapewne już wiecie, Yashiro zawiesza tymczasowo swoją działalność na blogu. Mam z nią kontakt i wiem, że ten czas jest dla niej wyjątkowo pracochłonny...

Ale do rzeczy - na ten czas ja przejmuję bloga i to głównie moje posty będą się tu pojawiały.

Nie martwcie się, wszystko jest pod kontrolą.

Moja działalność w czasie nieobecności Shiro będzie wręcz zdwojona, postaram się codziennie coś wrzucić - dziś na pewno pojawi się kolejna część Krwi Wolności :-)
Zamierzam też wykorzystać ten czas na napisanie trochę o mojej pasji, o której chyba jeszcze nie wiecie...

Tymczasem pozdrawiam gorąco i cześć!
od: Ola

sobota, 21 listopada 2015

Błoto. Wszędzie błoto.

Dziś rano wychodzę sobie na podwórko w celu nieznanym.
Przemierzam krótko ścięty trawnik posypany kuleczkami styropianu i dochodzę do niedużej połaci glinoziemiopiasku.
Pierwsza myśl: Wchodzę tam.
Na szczęście miałam na sobie gumowce, bo mój pierwszy krok skończył się głębokim zapadnięciem się w błocie. Ale frajda!
Kolejne kroki wyglądały podobnie, usyfiłam skarpetki, spodnie, a buty wyglądały jak... A zresztą, oto zdjęcia:


 
Świetnie, Ola, mama będzie zadowolona.
 
Tak więc na moim podwórku są ruchome piaski... Eee, ruchome błoto. Zapadłam się po kostki w bagnie i teraz muszę czyścić buty. Jej!
 

 
No więc tak to się prezentuje.
 
A na pocieszonko tęcza, która niedawno pojawiła się nad obejściem sąsiadów:
 
 
I skoro już piszę, to pewnie zauważyliście, że wrzuciłam kolejną część Krwi Wolności. Mam nadzieję, że Wam się podoba ;-)
Kolejne części będę wrzucała odtąd regularnie.
 
Pozdrawiam was serdecznie i trzymajcie się! - Ola czyszcząca w zamyśleniu swoje buty.
 

Krew wolności #4

Gdy wilk otworzył oczy, zadziwiająco przejrzyście przypomniał sobie ostatnie wydarzenia. Czuł się już o wiele lepiej – gorączka zniknęła już dawno razem z pragnieniem i głodem.

Usiadł z pochylonym łbem, a z jego gardła dobył się głuchy pomruk. Jego umysł przywoływał wizje Dicka z pałką i linką, postawną sylwetkę Billa i wątłego, niepewnego Jacka. Na myśl o nich wszystkich wzbierała się w nim wściekłość, a zarazem nienawiść.

Przypomniał sobie, jak wycieńczony rzucał się na mężczyzn ostatkami sił. Stres i gniew częściowo zagłuszały wtedy jasne myślenie. Teraz zaś – gdy z przejrzystym umysłem i duszą nie szarpaną już gwałtownymi uczuciami – teraz siedział tylko spokojnie od wewnątrz, ale w jego wnętrzu łomotały jak oszalałe urażona duma i nienawiść na wszystkich. Był gotowy stawić im czoło od nowa, bez jakichkolwiek mylnych emocji i jasny na ciele i duszy.

Czuł się zdrowy i miał chęć walki. Choć dawna wściekłość zniknęła bez śladu, teraz rosła w nim nowa, razem z nową i jeszcze większą nienawiścią do ludzi.

Teraz nie robił jednak nic poza pomrukiwaniem, które stopniowo przeradzało się w pojedyncze warknięcia, co jakiś czas wstrząsające jego ciałem.

Przesiedział tak kilka godzin. Znużony, położył się w klatce i oparł łeb na przednich łapach, pomrukując jeszcze. Nie chciał zasypiać – chciał walczyć. Podczas tych kilku godzin wściekłość urosła do tego stopnia, że oślepiony nią rzucił się kilka razy na pręty klatki. Chciał dać upust swojej energii. Nie była ona jednak pozytywna, bo miała formę właśnie wściekłości.
W końcu doczekał się.

Do drewnianego pomieszczenia wszedł Dick. Trzymał w ręku długi, gruby kij. Szary wilk wiedział już, co oznacza kij, ale na razie nic po sobie nie okazywał. Wstał tylko i czekał na mężczyznę, wyzywając go oczyma do walki. Chciał zemścić się na nim za to, co mu zrobił.

Wyraz twarzy Dicka nic nie wyrażał. Mężczyzna podszedł stanowczym krokiem do klatki wilka i zatrzymał się, patrząc mu w oczy.

Wilk nie spuszczał z niego spojrzenia. Pomiędzy nim a Dickiem wytworzyła się niezwykła więź, ale była to więź wzajemnej nienawiści.

Nagle mężczyzna podniósł kij i zaczął walić nim w klatkę. Szary wilk poczuł, jak wściekłość rozsadza jego ciało, i zaczął początkowo tylko głucho warczeć, ale potem dał upust wszystkim uczuciom i z jego krtani dobył się wściekły ryk, przerywany co jakiś czas warczeniem.

Ogłuszające odgłosy spadającego kija były okropne. Naraz wilk zaczął skakać, szamotać się i tłuc po całej klatce, szarpany drażniącymi dźwiękami. Wściekłość zaślepiała go, chciał tylko walczyć...

Dickowi o to chodziło - aby zwierzę rozwścieczyło się i było takie na arenie, gdy będzie walczyło już naprawdę.
- Ha ha! Wkurz się wilku! No, dawaj, stać cię na więcej! - krzyczał i zarazem śmiał się mężczyzna, bijąc mocniej w ściany klatki.

Śmiech podziałał na szarego wilka jak czerwona płachta na byka. Próbował teraz łapać w zęby kij, kilka razy prawie mu się to udało. Nagle zacisnął na nim kły i nie puścił, warcząc złowieszczo.
- Właśnie o to mi chodziło! - krzyknął Dick i wyrwał z trudem kij z paszczy szarego wilka. Nie bił już nim jednak o klatkę.

Wilk natomiast nadal skakał do Dicka, za każdym razem uderzając o pręty.
- Wystarczy na dziś. - Mężczyzna oddalił się.
Szary wilk uspokoił się odrobinę, ale z jego gardła nadal dobywał się pomruk.
- Zobaczymy, jak sobie poradzisz na arenie. Tak cię wytrenuję, że powalisz wszystkie kundle w Klondike! - Zaśmiał się, a wilk warknął ostrzegawczo.

Dick odwrócił się i odszedł w kierunku wyjścia, ale naraz odwrócił się i powiedział jeszcze:
- Ha, byłbym zapomniał! Choć zresztą i tak jesteś głupi, Ortros! - Rzucił złowieszczo i wyszedł.

Jednak szary wilk nie był głupi. Odprowadzając mężczyznę głuchym warczeniem, nie wiedział po prostu, że jego nowe imię to Ortros.

 ***
od: Ola Kaczmarek

poniedziałek, 16 listopada 2015

Krew wolności #3

Wilk spał bardzo długo. Wycieńczony walką, gniewem i stresem nie chciał się budzić. Jednak straszliwe, palące uczucie gorączki robiło swoje. Szary wilk podrywał się czasem we śnie, skowycząc z bólu i cierpienia. Gorączka cały czas się wzmagała, zwierzę nie piło i nie jadło przez długi czas, a zszarpane nerwy wszystko potęgowały.

Leżał więc i spał, prawie pozbawiony zmysłów.
Musiał się jednak w końcu obudzić. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że znajduje się w ciasnej i niewygodnej klatce. Zaskoczony, cofnął się, ale pręty go zatrzymały. Odskoczył, uderzając głową w górną część klatki, i zaraz padł, dysząc ciężko.
Nie miał jednak siły, aby stawić opór więzieniu. Jego zeschłe gardło i spierzchłe wargi domagały się choć kropli wody, piekące uczucie w całym ciele pozbawiało go czucia.
Nie miał siły nawet cicho zaskomleć, zaskowyczeć, aby dać upust bólowi. Osłabł całkowicie.
Nie zasnął już jednak znowu. Czekał, miał dziwne przeczucie, że jego cierpienie nie może trwać tak długo.

Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie był to już szary i pusty pokój, tylko pomieszczenie ze ścianami z drewna. Dopiero teraz zauważył, że wokół niego znajdują się też inne klatki, takie same, jak jego. Ale nie było w nich innych zwierząt, tylko on.
Zobaczył też coś, co wzbudziło w nim lęk. Zakratowaną arenę z jedną, zardzewiałą klapą. Z tego, co mógł ujrzeć między kratami, arena była zamknięta wysoką, drewnianą ścianą. Szary wilk nie wiedział, co to może być, ale sama idea zamkniętego, małego pomieszczenia wzbudzała w nim uczucie strachu.
Minęła godzina i nic się nie wydarzyło. Szary wilk zaczynał już tracić nadzieję, zwłaszcza, że jego stan się pogorszył.

Nagle usłyszał kroki. Resztkami sił podniósł głowę i rozejrzał się za źródłem dźwięku. Ze zdziwieniem stwierdził, że to nie Dick ani Bill. Był to Jack.
Od czasu złapania go szary wilk nie widział Jacka, ale szybko przypomniał sobie jego twarz. Zapamiętał, że wydał mu się wtedy dosyć słaby. Rzeczywiście tak było. Teraz, gdy chłopak szedł niepewnie wśród klatek, jeszcze bardziej wyolbrzymiły się jego wątłość i słabość. Jack był szczupłym i wysokim blondynem w młodym wieku. Garbił się, a gdy szedł, wydawało się, że stąpa w strumieniu pełnym ostrych i niebezpiecznych kamieni.
Jednak nie było w tym nic dziwnego. Jack był młody, bynajmniej nie stworzony do pracy z psami, tym bardziej z dzikimi zwierzętami. Ale był do tego zmuszony – robił to, by utrzymać rodzinę.
Wśród innych ludzi stał się popychadłem – gotował, sprzątał i służył. Jego obowiązkiem było też karmienie psów używanych do walk.

Teraz miał do nakarmienia tylko jednego, ale dzikiego i nieprzewidywalnego wilka. Jack bał się. Bardzo bał się. Miał już do czynienia z agresywnymi psami, ale wilk – to już była zupełnie inna sprawa.
Szedł więc tak, jakby prowadzono go na wyrok. I choć jego zadaniem było tylko rzucenie mięsa i wsunięcie miski wody do klatki, czuł się, jakby właśnie miał skoczyć w przepaść.

Jack rozejrzał się po wszystkich klatkach i zatrzymał wzrok na szarym wilku, który uważnie i spokojnie go obserwował. Spojrzenie chłopaka było pełne przerażenia i zdumienia; wilka zaś – czujności i uwagi.

Przez chwilę było widać, jak Jack bije się z myślami, ale zaraz ruszył w kierunku wilka. Ten zaś wiódł za nim swój wzrok.

Kiedy chłopak był zaledwie kilka metrów od klatki, szaremu wilkowi zjeżyła się sierść na karku. Czuł, że ten człowiek nie ma dobrych zamiarów.
Człowiek tymczasem stał i patrzył. W końcu rzucił ochłap mięsa w stronę klatki, licząc najwyraźniej, że wsunie się między pręty do jej środka. Jednak mięso uderzyło o ścianę klatki i osunęło się w dół.
Teraz mina Jacka była co najmniej taka, jakby zjadł cytrynę i jednocześnie dowiedział się, że są w niej pająki.

Wilk w tym czasie patrzył spokojnie na mięso. Nawet je powąchał i spróbował chwycić zębami. Przeszkadzały mu w tym jednak pręty klatki.

Jack wziął głęboki oddech i ruszył w kierunku wilka, dzierżąc w dłoni miskę z wodą. Nagle schylił się gwałtownie, zabierając mięso. Szary wilk odruchowo wyszczerzył kły i zawarczał wściekle na chłopaka, który wydał z siebie dziwny odgłos i uskoczył w tył, przewracając przy okazji kilka pustych beczek stojących nieopodal. Beczki gruchnęły głośno o ziemię i potoczyły się w różne strony. Jedna z nich trafiła centralnie z klatkę szarego wilka.

Zwierzę wystraszyło się i zaczęło powarkiwać, nie rzucało się jednak. Beczka zasłoniła klatkę od strony Jacka, który po kilku chwilach podszedł i odrzucił ją. Wilk widząc jego twarz, warknął głośno, a chłopak znów cofnął się szybko, wylewając do klatki trochę wody z miski, którą wciąż trzymał w ręku razem z ochłapem.

Szary wilk obwąchał uważnie wodę, po czym targany pragnieniem – zlizał ją dokładnie. Jack skorzystał z okazji i podłożył mu mięso razem z miską, po czym odskoczył, umykając w ostatniej chwili przed kłami wściekłego wilka.

Zwierzę powąchało bardzo uważnie mięso oraz wodę, po czym zwróciło swój gniewny wzrok na chłopaka, który posłusznie wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

Wilk natychmiast wychłeptał całą miskę wody, po czym rzucił się na mięso i pożarł je w kilka chwil. Potem, ugasiwszy pragnienie i głód, zamknął oczy i zasnął.
Gorączka powoli mijała.
***
Kilka ogłoszeń ze strony Oli:
Po pierwsze chciałam Was zapytać, jak Wam się w ogóle podoba Krew Wolności? Napiszcie w komentarzu, co o nim sądzicie! :-)
Po drugie uprzedzam, że kolejna część pojawi się dopiero nie dalej niż za tydzień. Wynika to z tego i owego, przepraszam za wszystko.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że się podoba :-)
od: Ola Kaczmarek

sobota, 14 listopada 2015

Krew wolności #2

Każdy ruch, każde słowo utrwaliło się w jego pamięci. Wiedział, że nie zapomni nigdy tego strasznego zdarzenia. Stracił część swojego stada, które było jego rodziną. Stracił dom, w którym się wychował i żył, od zawsze. I przede wszystkim stracił to, co było dla niego najważniejsze – wolność. To, co pozwalało mu być szczęśliwym, to, co pozwalało mu żyć. Stracił tę jedyną rzecz. Teraz był u ludzi, pozbawiony wszystkiego. 

Został przywiązany do długiego i grubego kija, ten zaś przymocowany był rzemieniem do pala. Leżał z oczyma pełnymi smutku. Nie próbował się uwolnić, bo wiedział, że to niemożliwe. Wszystko, co stworzyli ludzie, było niemożliwe do pokonania. Ludzie byli jak bogowie, mieli wielką władzę. Władzę również nad nim.

Ta bezradność wobec ludzi doprowadzała wilka do rozpaczy, ale również do wściekłości. Tak jak to stwierdził Dick, gdy po raz pierwszy spróbował zaatakować. Mężczyzna miał rację. Szary wilk miał bardzo silny charakter, wprawdzie uległ, ale to dlatego, że dowiedział sie, iż jest bezsilny wobec ludzi. Przegrał tę bitwę, ale nie przegrał wojny. Bo wiedział, że ludzie mimo swej władzy bynajmniej nie zyskają jego uległości. Był wilkiem czystej krwi i nie mógł ulec.

Gniew gromadził się w nim stopniowo. Oczy napłynęły krwią, sierść cały czas była najeżona. Nie wyrywał się jednak, nie próbował uwolnić. Czekał.

Jednak początkowo gdy tu trafił, nie pamiętał, co się z nim stało, dlatego szarpał się i szamotał wściekle. Warczał i gryzł powietrze, nienawidził wszystkiego i wszystkich. W końcu jednak ta okropna świadomość dotarła do niego, i ucichł. Chciał, bardzo chciał stąd uciec, ale wiedział, że jego próby okażą się bezskuteczne. To ludzie go tu więżą, to ludzie przywiązali go do kija. I dlatego nie było sensu próbować się uwolnić, bo ludzie mieli nad nim władzę. Szary wilk przekonał się o tym już kiedy został złapany.

Leżał więc i czekał. Gdzieś w jego umyśle była zakodowana myśl, że ta pustka i cisza nie może trwać wiecznie. Na razie jednak nic się nie działo.
Wilk zamknął powoli oczy. Był zmęczony, stres i gniew go wycieńczyły. Wkrótce potem zaczął spokojnie drzemać, zapominając o wszystkim.

***

Obudził go trzask zamykanych drzwi. Przez ułamek sekundy wilk nie wiedział, gdzie jest, ale poprzednie wydarzenia szybko uderzyły do jego głowy. Sieć. Ludzie. Klatka. Kij...
Chciał, aby to się skończyło, chciał, aby wszystko było jak dawniej. Chciał wrócić do swojego domu. Nie mógł jednak i dobrze o tym wiedział. Nie było wyjścia z tej sytuacji.

Szary wilk nasłuchiwał. Trzask się powtórzył, ale dźwięk dobiegał jakby z oddali. Tu, w szarym, pustym pomieszczeniu nic dotąd się nie wydarzyło. Rozejrzał się po nim. Jak dotąd nie zwrócił uwagi na nic związanego z wyglądem pokoju, ale i tak nie było tu nic do oglądania. Ściany były puste i zimno szare, takie same, jak masywne drzwi.
Nagle wilk usłyszał skrzypienie. Poderwał się i obrócił w stronę źródła dźwięku, przygotowany na wszystko. Z jego gardła dobyło się głuche warczenie, sierść najeżyła się, a uszy były położone wzdłuż ciała.
Skrzyp dochodził z kierunku drzwi, które wolno i ociężale otwarły się. Szary wilk obserwował każdy ruch, gotowy stanąć do walki.
Drzwi otwarły się teraz całkowicie, a do środka wszedł Dick razem z Billem. Wilk poznał ich od razu i zawarczał wściekle. Nie chciał mieć do czynienia z kolejną siecią czy klatką.
Dick zamknął drzwi i stanął na wprost wilka. W jednej ręce trzymał pałkę. Bill oparł się o boczną ścianą pomieszczenia. Nie miał przy sobie nic.

Wilk mimo to nie przestawał warczeć, a kiedy Dick zrobił krok w przód, wyrwał się gwałtownie do przodu. Mężczyzna cofnął się, patrząc na Billa.
- Będziemy musieli działać stanowczo. - Powiedział.
- Jak zawsze – przytaknął Bill – Ty będziesz działał.
Dick znów obrócił się na wprost szarego wilka i popatrzył mu w oczy. On zaś warknął głośno i w przypływie złości znów wyrwał się do przodu, ale kij zatrzymał go. Upadł, ale zaraz podniósł się.
Wzrok Dicka pełen gniewu wręcz wyzywał do ataku. A niemoc i bezsilność wobec ograniczenia powodował wzrastający gniew.

Szary wilk ustał i patrzał ciągle na Dicka. Ten nagle ruszył w jego stronę pewnym krokiem. Wilk zaczął się szamotać, oślepiony złością, a kiedy Dick był zaledwie kilka metrów od niego, rzucił się, kłapiąc zębami. Dick jednak odskoczył w bok i szybkim ruchem założył mu linkę na szyję.
Kiedy wilk poczuł ją na szyi, w złości obrócił się ku Dickowi i skoczył mu prosto do gardła. Lecz nagle poczuł duszący uścisk, taki sam, jak wtedy, gdy go złapali. Upadł na grzbiet i zaczął się szarpać, próbując uwolnić ze śmiertelnego uścisku. Dick poluźnił linkę.
- Żadnych takich numerów – rzekł.
Szary wilk wstał ciężko, nie próbował już atakować, choć bardzo tego pragnął. Jednak wiedział, że to bezskuteczne. Uległ i stał pokornie.
- A jednak – usłyszał głos Dicka – Jednak uległeś. - Potem zwrócił się do Billa, który obserwował całe zdarzenie. - Musimy mu nadać jakieś imię, które będzie przyciągać ludzi jak magnes. Już czuję, że on będzie naszą szansą, by zarobić masę pieniędzy.

Bill przytaknął i spojrzał na wilka, który popatrzył na niego żółtymi ślepiami. Był one pełne nienawiści, błyskały złowrogo gniewem. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Nie jestem dobry w wymyślaniu imion, Dick. Przecież wiesz – powiedział.
- Wiem. Ale to ty nazwałeś nasze cztery ostatnie psy. Wszystkie te imiona działały na ludzi. Pamiętasz?
- Tak, ale te wszystkie to były zwykłe kundle. Ten tutaj to wilk. To zmienia postać rzeczy.

Dick zamyślił się.
- Masz rację – oznajmił w końcu zrezygnowanym głosem.
- Skonsultuję się z Jackiem, może on coś wymyśli.
Dick spojrzał teraz na wilka, który niecierpliwił się. W jego gardle wzbierało się już warczenie.
- Chyba już zrozumiał. Nie będzie już atakował, do czasu, kiedy wstąpi na arenę.

Bill kiwnął głową. Dick nagłym, szybkim ruchem zdjął z szyi wilka linkę i gwałtownie odskoczył.
W jednej chwili wilk poczuł, że jest wolny, ale w ułamku sekundy zdał sobie sprawę, że nie może nic zrobić. Przecież obok stał Dick z linką i pałką, Bill także czuwał. A z szarego, pustego pomieszczenia nie było ucieczki.
Stał więc ze zwieszoną głową, patrząc spode łba na Dicka. Chciał zaatakować, odpłacić mu za wszystko, co zrobił – odebrał mu wolność. Ale nie mógł.
- W porządku. Uległ nam. - Oznajmił Dick stanowczym głosem.

Ale mylił się. Szary wilk nie uległ. Był po prostu za mądry, aby tego nie zrobić.
W końcu Dick i Bill opuścili szare pomieszczenie, zamykając masywne drzwi. Wilk nie był przywiązany, ale nie miało to dla niego znaczenia. I tak nie mógł się stąd wydostać.

Położył się. Bolał go język i szyja, teraz dopiero poczuł, że jest także spragniony i głodny. Palące uczucie w gardle wkrótce spowodowało gorączkę. Szary wilk był prawie nieprzytomny, osłabiło go wszystko. Niedługo potem zasnął znowu.

piątek, 13 listopada 2015

Krew wolności #1


Pamiętał wszystko.
Ciemny, gęsty las nietknięty stopą człowieka – jego dom. Tu się urodził i wychował, tu spędził całe swoje dotychczasowe życie. Ten właśnie las na Alasce był wszystkim, co miał, co kochał. Kochał to miejsce całym swoim dzikim, wilczym sercem.

Pamiętał swoją matkę, jej ciepły język, który lizał czule jego dawną, szczenięcą sierść. Pamiętał także swoich braci i siostry, ich wspólną zabawę i igraszki. Pamiętał, jak uczył się żyć – polował, walczył, szukał i wędrował. Uczył się tego, co powinien umieć każdy wilk.

Z małego, słabego szczeniaka przerodził się w silne, piękne zwierzę. Dzikie, wolne zwierzę, niezależne od nikogo. Szary wilk czuł to. Czuł, że jest wolny, że nikt i nic go nie ogranicza. Kiedy pędził pod wiatr na głębokim śniegu, kiedy biegł za ofiarą przez gęsty bór, i kiedy na wysokiej skale podczas cichej, czarnej nocy wył, wtedy czuł, że ma wszystko. Wolność, dzikość i niezależność.

Wspominał to z bólem. Za każdym razem, gdy wizja lasów i lodowych równin powstawała w jego umyśle, nagle zdawał sobie sprawę, że to wszystko, co miał – już przeminęło. Wizje urywały się i przepadały w ciemność straszliwej rzeczywistości. Wilk nie biegał już z wichrem, nie gonił stad łosi, nie wył już na skałach. Nie miał już nic, cała wolność zniknęła, przepadła. Był teraz daleko stamtąd, gdzieś, gdzie nie umiał się odnaleźć, gdzie wyższe istoty przejęły nad nim władzę.

Był u ludzi.

Pamiętał dobrze, jak tutaj trafił. Pewnego dnia wyruszył z innymi wilkami na polowanie. Była zima, zlodowaciałą ziemię pokrywał głęboki śnieg. W całym lesie zamarło życie, zwierzęta pochowały się w kryjówkach, drzewa zasnęły, nawet wiatr nie ośmielił się przerywać tej złowrogiej ciszy. Jedynie to, co żyło, to kilka przemarzniętych i wychudzonych wilków, przemierzających tropy w poszukiwaniu pożywienia. On również ostrożnie kłusował, rozglądając się dookoła.

W pewnej chwili cała grupa zwierząt znalazła się w niedużym, ciasnym wąwozie, który otaczały zimne skały. Było tu jeszcze ciszej i jeszcze straszniej. Szary wilk wyczuł napięcie.

Biegli tak, a jedynym odgłosem było skrzypienie srebrzystego śniegu i delikatne oddechy.

Nagle wilk zatrzymał się. Uszy miał postawione, ogon wyprostowany. Jego oczy zdradzały wszystko. Wiedział, że coś za chwilę się stanie, usłyszał bowiem złowieszczy szelest. Pozostałe wilki zatrzymały się, i również czujne, spojrzały za nim. Patrzył w górę wąwozu. Naraz rozległ się taki sam, straszliwy odgłos. Szary wilk cofnął się odruchowo, nie spuszczając wzroku z górnej ściany parowu. Wśród pozostałych wilków powstał niepokój i strach, ale żaden z nich nie zdołał się odezwać ostrzegawczo, lub chociażby ruszyć. Była to cisza przed burzą.

Nagle wilk usłyszał rozdzierający huk. Strzał z broni palnej przeszył powietrze i w jednej chwili uderzył z ogromną siłą w pierś jednego z wilków. Ten padł od razu, martwy, a czerwona kałuża zabarwiła natychmiast biały śnieg.

Ta czerwona plama była jak alarm bijący w jego głowie. Naraz skoczył ku wyjściu z wąwozu, i biegł jak najszybciej mógł. Strach i panika zaślepiły jego umysł i oczy, ale instynkt kazał uciekać. Wilk pędził przed siebie, wiatr smagał mu sierść, a w uszach dzwonił odgłos wystrzału.

Nagle usłyszał za sobą kolejny strzał, i kolejny. Zaraz po nich okropny skowyt bólu kilku wilków, przenikliwe wycie i jakieś krzyki. Przyspieszył, widział już jaśniejące wyjście z niebezpiecznego wąwozu.

Już zbliżał się do niego, już powoli zaczęły znikać ciemne kształty skał, kiedy naraz pojawiło się przed nim trzech potężnych mężczyzn ze strzelbami, oszczepami i siecią rozpostartą wprost na niego.

Chciał się zatrzymać, ale nie mógł. Chciał skręcić, ale nie miał gdzie. Siłą rozpędu wpadł prosto w sieć, próbując zahamować w ostatniej chwili i pryskając śniegiem wokoło.

Dopiero, gdy poczuł, że sieć wokół niego się zacieśnia, zrozumiał. Zaczął się szamotać i wyrywać, ale to tylko pogorszyło sytuację. Znieruchomiał, z rozpaczą, a zarazem gniewem patrząc na ludzi, którzy go trzymali. I tak był zbyt przestraszony, aby się jakkolwiek bronić. Szok i przerażenie sparaliżowały jego ciało i umysł.

- To chyba ostatni – usłyszał niski głos.

- Wszystkie wybiliśmy na miejscu, tylko ten uciekał, ale mamy go. - Inny człowiek pociągnął mocno sieć. Był on wysoki i barczysty, miał też broń, która szczękała niebezpiecznie na jego pasie.

Szary wilk zobaczył teraz mężczyzn z bliska. Wszyscy mieli surowe, groźne twarze i mocno zarysowane podbródki. Zjeżył lekko sierść.

- Te wilki, eh! - rozległ się ten sam gruby głos.

- Najlepiej będzie, kiedy wszystkie stąd znikną – rzekł wysoki człowiek z bronią – To utrapienie dla wszystkich.

- Masz rację – powiedział inny, trzeci głos – Niby takie spokrewnione z psami, a bliżej im do krwiożerczych bestii niż do naszych kundli. Głupich, co prawda, ale pożytecznych.

Wszyscy trzej zaśmiali się głośno. Wilk wykorzystał okazję i porwał się na nogi, skacząc z głuchym warknięciem na człowieka z bronią. Ten zareagował szybko; odepchnął ciężar wilka lufą swej strzelby. Wilk upadł ciężko na grzbiet, skamląc cicho.

- Jest dziki, jak każdy wilk. Ale coś czuję, że będzie trudny do okiełznania. To po nim widać – stwierdził mężczyzna z bronią, patrząc z góry na wilka, który usiłował wstać. Był mocno potłuczony, bolał go kark i cały grzbiet.

- Raczej się nie mylisz, Bill – powiedział gruby głos, który należał do niskiego i tęgiego mężczyzny trzymającego sieć. - Ma silny i waleczny temperament.

- Jak możesz to stwierdzić, Dick? Dopiero go złapaliśmy. Wygląda jak każdy inny wilk – rzekł trzeci człowiek, który dotąd się nie odezwał. Był młody, wysoki i szczupły.

Dick popatrzył na młodego chłopaka z pogardą. Ten zląkł się tego spojrzenia i cofnął się parę kroków. Szary wilk zauważył, że jest on najlichszy i zapewne najsłabszy z całej trójki.

- Zamilcz, głupku! - krzyknął Dick – Nie znasz się na wilkach. Łapię je od kilkunastu lat, więc wiem o nich o wiele więcej niż ty!

- Spokojnie, Dick – uspokoił go Bill – Nie trać sobie nerwów na niego, będziesz miał kupę roboty z tą bestią. - Wskazał na wilka. - A Jack i tak nigdy nie będzie umiał rozróżnić nawet samca od samicy.

Po czym dwoje mężczyzn zaśmiało się srogo. Jack stał z boku, przyglądając się im. Szary wilk tymczasem niecierpliwił się. Śmiechy ludzi działały na niego drażniąco. Położył uszy po sobie i warknął ostrzegawczo, patrząc złowrogo na najsłabszego – Jacka.

- Idziemy stąd, bo nas jeszcze pozabija – rozkazał Bill i wszyscy ruszyli w stronę ich małego obozu, który mieścił się niedaleko stąd. Wilk przez całą tą krótką trasę szarpał się i targał, ale na próżno. W końcu spoczął, umęczony i pozwolił się nieść. Wstąpiła w niego bezradność, czuł, że ludzie, którzy go złapali, są wyżsi i mają władzę nad nim. Nie mógł oczywiście wiedzieć o potędze ludzkiej, ale czuł to swoją intuicją.

W końcu dotarli na miejsce. Kiedy ściągali z niego sieć, szarpnął się i spróbował wyskoczyć, ale naraz poczuł ostry ból. To Bill zdzielił go w kark swoją strzelbą.

- Nie tak prędko! – powiedział, przytrzymując wilka i nakładając mu linkę na szyję. Potem puścił go. Szary wilk poderwał się jeszcze raz w nadziei, że ucieknie, ale nagle Bill zacisnął linkę i padł natychmiast, dusząc się.

- Trzeba go nauczyć posłuszeństwa – rzekł mężczyzna do towarzyszy i poluźnił linę. Wilk poderwał się, łapiąc oddech. Leżał teraz, ciężko dysząc, a przed oczami miał ciemne plamy.

Mimo, że bardzo chciał, nie próbował wyrwać się znowu. Już wiedział, co go czeka, wiedział, że to ryzykowne. Był mądry i dlatego przestał.

- Nie traćmy czasu, usypiajmy i do klatki – powiedział Dick, wyjmując strzykawkę z długą igłą. Szary wilk nawet nie zdążył obejrzeć się za ukłuciem w bok, kiedy świat w jego oczach nagle zawirował.
Naraz stracił przytomność. Mężczyźni wrzucili go do ciasnej klatki.

środa, 11 listopada 2015

Zapowiedź i parę info

Cześć i czołem!

Tak jak już niedawno wspomniałam, piszę opowiadanie i nie mogę nie napisać paru spraw organizacyjnych, abyście wiedzieli co i jak i nie żyli w niepewności.
A więc, nie przeciągając dłużej:

Opowiadanie będzie o wilku. Ale nie takim magicznym, demonicznym czy innym...
O zwykłym zwierzęciu. Najzwyklejszym, szarym wilku. Z góry uprzedzam, że moje opowiadania, jak również styl pisania jest inny niż Yashiro, która od początku wiodła prym, jeśli chodzi o pisanie na tym blogu.

Akcja rozgrywa się w 1. połowie XX wieku, na Alasce. Ważne:
- w tamtych czasach głównym środkiem transportu na Alasce był psi zaprzęg;
- nielegalną formą rozrywki były walki psów: wpuszczanie zazwyczaj dwóch psów na arenę, które ze sobą walczyły. Trzymano je w niedogodnych warunkach i w różnoraki sposób podsycano ich wściekłość, aby mogły wyładować ją na przeciwniku. Oczywiście robiono zakłady, który pies wygra.

To chyba wszystko, co musicie wiedzieć, ale ostrzegam jeszcze, że będą obecne krwawe i drastyczne sceny. W sumie bez nich nie mogłabym napisać tego opowiadania, bo z natury życie wilka takie właśnie jest. A mi zależy na odwzorowaniu go jak najlepiej.

To tyle, jeżeli chodzi o info ogólne. Pozostaje jeszcze przedstawienie głównego bohatera:

  
Oto jest właśnie główny bohater – dziki wilk (rysunek zrobiłam sama). Imienia na razie nie zdradzę, objawi się ono w opowiadaniu (tak, będzie mu nadane).

Tak właściwie to nie mogę zbyt dużo o nim napisać, to przecież dzikie zwierzę, nie uosobione. Charakteru raczej nie uwzględnię ;-)

Płeć: samiec.
Wygląd: maść troszkę wymyślna, jak widać – szaro-ruda z domieszką czerni; oczy złotobrązowe.
Wiek: 4 lata (dorosły).
Inne: niezwykle duży, masywny wilk; bardzo silny.

Jego historię poznacie w opowiadaniu.

Tymczasem żegnam Was i pozdrawiam gorąco!
 od: Ola Kaczmarek



poniedziałek, 9 listopada 2015

Jesienna chandra

Czy Was też zaczyna męczyć tak zwana jesienna chandra?
Zakładam, że tak. Wszystkim nam wiadomo, że kiedy zaczyna się jesienna słota, szaruga i deszcz, dopada nas przygnębienie, smutek i tak dalej. Mamy żal do wszystkiego i wszystkich, marudzimy, nie chce nam się chodzić do szkoły. Nie cierpię tego stanu.
Jesienna chandra to również okres, w którym artystom zaczyna brakować weny. Ja sama bynajmniej nie mam nastroju na pisanie, fotografię czy chociażby rysowanie. Ale muszę to jakoś przeboleć...
Wkrótce zamieszczę tu moje opowiadanie. Zdradzę tylko, że będzie o wilku :-)
Tymczasem wrzucam parę zdjęć i pozdrawiam gorąco. Jedzcie dużo witaminy C!


 
I znów letnie wspomnienia ;-)

 
Oskar, pół husky, pies moich dziadków. Nie chciał kukurydzy.


 
Ale muszę przyznać, że Oskarencjo świetnie pozuje do zdjęć ;-)

 
W te wakacje udało mi się uchwycić gniazdo gołębi, które zamieszkują owe drzewo. Specjalnie w tym celu wspięłam się wysoko na drabinę. Dla świetnych ujęć skoczę nawet ze spadochronu.