poniedziałek, 2 maja 2016

Najlepszego, Olu!

Dziś - drugiego maja - nasza Ola, czyli Athemis, obchodzi swoje urodziny. Cieszmy się więc i radujmy! :)

Jako że nie potrafię pisać takich zabawnych shot'ów jak Yashiro, pozostaje mi tylko złożyć życzenia :)
Tak więc, Kochana Olu:
Przede wszystkim życzę Ci dużo zdrowia, bo jak to mówił (pisał) Kochanowski:

"Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się nie zepsujesz."

Tak, wiem, już drugi raz wspominam o Kochanowskim (po raz pierwszy w życzeniach w Tajemniczym Czarnym Notesie), ale nie mogę się powstrzymać :D Wracając, Olu - zdrowie jest najważniejsze, dbaj o nie!

Życzę Ci również - i to też jest bardzo ważne - pomyślnego rozwoju osobistego. Choć tak utalentowanej dziewczynie jak Ty nie trzeba tego mówić, sama rozwijasz swoje talenty, ale mimo wszystko... Niech jazda konna, gra w tenisa, rysowanie i podglądanie ptaków nigdy Ci się nie znudzi i daje mnóstwo radości :)

Dogaduj się dobrze ze swoim młodszym braciszkiem, szczęściarz z niego, że ma taką siostrę jak Ty.

Nie byłabym sobą, jakbym nie życzyła przystojnego adoratora ;) A tak na serio - Olu, zasługujesz na najczulszego i jednocześnie bardzo męskiego chłopaka, jaki chodzi po ziemi. Mam nadzieję, że jak znajdziesz swoją drugą połówkę, to mi się pochwalisz.

Mnóstwa, mnóstwa dobrej energii, uśmiechu, słońca, morza radości, szczęścia. Wspaniałych ocen, wielu sukcesów, gromadki wesołych dzieci (nie mogę tego ujawnić, bo Ewcia z Zosią zwracały mi już uwagę, że mam przestać życzyć rówieśniczkom z gimnazjum przystojnego monsza i dzieci - te ich wymowne "Kasiu!" :D).

Wszystkiego dobrego, a nawet więcej - wszystkiego najlepszego, czego oczekujesz od życia, Olu :)

Pozdrawiam i ściskam mocno!
- Kasia

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

W chwilach wolnych 1, czyli brak postępów

Hejo hej!

Z tej strony Kasia. Zapraszam Was do chwil wolnych, czyli serii luźnych postów, w których piszę na różnorakie tematy :)

Tak w ogóle, zauważyliście, że ostatnio jakoś tu pusto? W senesie, a naszym blogu. Yashiro co jakiś czas coś wrzuci, a ja, Arthemis i Moonie ostatnio śpimy. A jak postów nie ma, to i nie ma czytelników. Nie mogę się temu nadziwić, wiedząc, że na przykład w grudniu udostępniono 93 posty, a w lutym tylko 8. Nie wiem, co się z nami stało (choć w sumie ja jestem ostatnią osobą, która ma prawo się o tym wypowiadać - moje udostępnienia można policzyć na palcach dwóch rąk).

Postaram się temu jakoś zaradzić. A że akurat mam prawdziwą chwilę wolną, to troszku popiszę :)

Każda umiejętność, której uczymy się i rozwijamy, wymaga czasu i wysiłku, tak zwanej krwi, potu i łez. Nie na wszystko jest to równomiernie rozłożone - czasami pewne czynności wykonujemy z wrodzoną łatwością, wtedy możemy powiedzieć, że mamy talent, czyli jakiś naturalny dyg, to "coś", dzięki czemu szybciej się rozwijamy.

Załóżmy, że Pani X ma talent do rzeźbienia i kocha to robić. Kawałki drewna zamieniają się przez nią w cuda, a każda rzeźba, którą robi, jest coraz to lepsza. Pani X widzi swój postęp, który dodaje jej siły do pracy, który napełnia ją dobrą energią.

Za to Pan Y kocha rzeźbić jeszcze bardziej od Pani X, ale nie ma do tego dygu. Jego rzeźby nie przypominają niczego konkretnego, są po prostu brzydkie. Najgorsze jest to, że mężczyzna wkłada w to mnóstwo pracy. Pan Y ma pełne prawo popadać w depresję, patrząc na dzieła Pani X. Ale nie robi tego. Dlaczego? Jak Pani X, Pan Y również widzi swój postęp. Porównując rzeźbę z przed roku ze swoją najnowszą, może zauważyć ogromną różnicę. Możliwe, że Pan Y nigdy nie doścignie Pani X, ale dzięki swojej ciężkiej pracy może robić piękne rzeczy. I czerpać z tego satysfakcję.

Nawet nie wiecie, jak zazdroszczę Panu Y. Właśnie to jest mój problem - brak postępów. (Tu konkretnie mam na myśli dziedziny plastyczne, ale jest to uniwersalna wypowiedź.) Już nie zwracajmy uwagi na obecność czy nieobecność talentu. Zauważyłam to jakiś czas temu, gdzieś w marcu. Teraz, przeglądając moje prace, mam ochotę się załamać. Ja chyba cofam się w rozwoju.

Oto przykłady:

Na konkurs "Kocham Polskę"
10.04.2016r.
Anioły i demony
16.04.2015r.


Te dwa rysunki są wykonane tą samą techniką (pastele olejne) i na takim samym formacie (A3).
Różnią się tematem i... Datą ukończenia. Dzieli je około rok.

Moim zdaniem (oczywiście przymrużając oko na masakrę na twarzy tej biednej anielicy) praca po lewej stronie jest o wiele lepsza od tej po prawej. Boże, ja naprawdę cofam się w rozwoju! Trzymajta mnie! :)

Mimo tego wszystkiego, postanowiłam się nie poddawać. Będę pracować, pracować na ten postęp.

Wszystkim, co przeżywają kryzys w rozwoju osobistym, czyli między innymi mnie, została tylko jedna nadzieja - praca.

Czy taki leń jak ja da sobie radę? Tego nie wie nikt :)

Dzięki za wszystko i do zobaczenia!

Niech wiatr będzie z Wami!
- Kasia

piątek, 25 marca 2016

12 wspomnień - LUTY

Hejo!

Tu Kasia. Jak się macie? :)

Po długiej przerwie wracam na bloga! Postaram się, aby publikować przynajmniej jeden post tygodniowo. Marzenie ściętej głowy :D

Wiem, że zbliża się już koniec marca, a ja jeszcze nie wstawiłam obrazka z lutego. I oto jestem! Lecimy z Dwunastoma wspomnieniami pełna parą! Ciii, zapomnijmy o spóźnieniach…

Oto moja propozycja na luty. W tym miesiącu były ferie, a ja, głupia i naiwna, myślałam, że będę taka pracowita i zrobię mnóstwo rzeczy – tak jak pisałam w Informacjach. Miałam się uczyć (w szczególności na konkurs biblijny), rysować, rozwijać się i pisać materiały na bloga… Jak zwykle wyszła figa z makiem. Ze mnie jest prawdziwy leń patentowany. Zamiast czytać List do Rzymian, czytałam kryminał, który pożyczyłam od mamy… Święty Pawle, wybacz mi…

Tak więc niech to zwierzę symbolizuje i podsumowuje ten miesiąc. Uwielbiam koty, prawie tak samo jak psy, ale zawsze kojarzyły mi się z kanapowymi leniuchami.





Rysiokot ma Cię na oku...




O inspiracji już opowiedziałam, więc teraz o technicznych stronach rysunku – przyznaję się bez bicia, że szkicu nie zrobiłam samodzielnie, wzorowałam się na obrazku z DeviantArt’a. Oczywiście nie kropka w kropkę, trochę rzeczy pozmieniałam, między innymi dodałam konar, na którym siedzi Pan Rysiu. Wiem, że niektórzy mogą twierdzić, że tak się nie powinno robić, że trzeba samemu tworzyć rysunek, a nie kraść komuś pomysły (do tych osób zalicza się też moja mama). Muszę się z nimi zgodzić, ale uważam, że dopóki tylko uczę się, jak rysować (lub jak rozwijać inne plastyczne umiejętności), to to nie jest wielka zbrodnia.

Jak widać, obrazek jest utrzymany w ciepłych barwach, wyraziście czerwony rysiokot zwraca na siebie uwagę, tło pozostawiłam blade, nie wyróżniające się. Używałam moich kochanych farb akwarelowych, ale nie tylko. Do upozorowania faktury na gałęzi wykorzystałam kredki, warstwa jasnobrązowej farby posłużyła jako baza. Jest to jedyna część obrazka, z którego jestem naprawdę dumna, bo nie sugerowałam się żadnym zdjęciem, a przy tym wspaniale się bawiłam cieniując wszystko brązową kredka. Sam kot zyskał również brązowy kontur dla bardziej komiksowego stylu. Czy ja piszę poprawnie po polsku? Mam coraz większe wątpliwości. :P

Ogółem, praca średnio mi się podoba, nie jest to cudo, ale zabawnie było ją robić. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć i że podobają Wam się moje tak zwane wypociny.

Dziękuję za uwagę i trzymajcie się w zdrowiu!

Niech wiatr będzie z Wami!


- Kasia

niedziela, 14 lutego 2016

Informacje, czyli o feriowych zawirowaniach

Cześć! Z tej strony Kasia.

Wiem, że ostatnio nie byłam na blogu aktywna, a moje posty można policzyć na palcach jednej ręki. Przyczyn jest wiele - między innymi brak czasu, moje lenistwo (tak, to idzie w parze :D) i oczywiście… Mam wielki problem z pisaniem polskich znaków na moim laptopie – dotychczas korzystałam z opcji „klawiatura dotykowa” (nawiasem mówiąc, ekran tego laptopa nie jest dotykowy) i poprawiałam każdą polską literkę myszką. Zdaję sobie sprawę, że marudzę, ale nawet nie wiecie, jakie to jest denerwujące, nużące i ile czasu pożera. Teraz wymyśliłam, że będę wysyłać pocztą internetową dany post na komputer mojej mamy, tam poprawię tekst, a potem udostępnię z kompletem znaków polskich. (W tej chwili to robię! Używanie alt'ów jest naprawdę przyjemne :D)

Dobra, to nie jest interesujące, więc już piszę o najważniejszej informacji. W poniedziałek wyjeżdżam na ferie do mojej kochanej babci i cioci, do Wielkopolski. Będę miała problem z dostępem do internetu, znowu nie będę aktywna. Lecz mam ambitny plan napisać w tym czasie na laptopie między innymi Projekt O i inne serie. Troszkę tego będzie.  

Na koniec życzę wszystkim (w szczególności Oli, Shiro i Ewci) przemiłych ferii – odpoczywajcie, podróżujcie, bawcie się! :D (No, chyba że w czyimś województwie zimowe wakacje się już skończyły) Mam nadzieję, że zobaczymy się w pełnym gronie za dwa tygodnie.

Dziękuję za przeczytanie! Paa! :P

Niech wiatr będzie z Wami!
- Kasia

poniedziałek, 1 lutego 2016

Siedem księżyców #10

- Zbliżamy się powoli do Firefall - oświadczył pewnego dnia Nezumi. Cała dziewiątka wędrowała właśnie po skalnej pustyni. Rozległy, trawiasty step przemienił się w martwą, spękaną ziemię.
Teraz rosły tu tylko nieliczne trawki i krzewinki oraz gdzieniegdzie drzewa o suchych konarach. Wyglądały niezwykle posępnie na tle skalistej, ogromnej, niekończącej się przestrzeni.
Również klimat zmienił się wraz z otoczeniem. Temperatura podwyższyła się gwałtownie, powietrze było gęste i ciężkie. Rankiem oraz pod wieczór nad ziemią unosiły się białe, gęste obłoki przypominające trochę chmury, a trochę mgłę.

Wędrowanie na tak pustej i martwej ziemi z czasem stało się monotonne i ciężkie ze względu na ilość pożywienia oraz warunki. Dotychczas zające i kojoty, które były tak częste na stepie, teraz stały się rzadkością. Znacznie częściej można było spotkać duże sępy o czarnym upierzeniu i ostrych, zagiętych dziobach. Były stosunkowo łatwe do upolowania, jednak ich mięso nie było tak wartościowe i pożywne jak mięso innych zwierząt.

„Przynajmniej nie zabraknie nam wody”, pocieszał się zawsze Luces, ilekroć musiał spożywać niesmaczne mięso tych „parszywych ptaków”, jak mówił Nezumi. Mimo niezwykłej pustki i martwoty pustynię przecinał jednak jeden, jedyny potok o bystrej, chłodnej wodzie. Nie była to jednak zwykła woda – owszem, smakowała zwyczajnie, ale musiało być w niej coś, czego nie było w zwyczajnym płynie, ponieważ zawsze unosiła się nad nią mgła, jak gdyby woda ta parowała. Nie była jednak gorąca ani nie wrzała.

Luces zawsze zachwycał się tym widowiskiem. Wyglądało to spektakularnie, kiedy szarą, pustą krainę przecinała wstążka unoszącej się mgiełki. Bardzo często tez zastanawiał się, jak to jest w ogóle możliwe, że chłodna woda paruje. A może to nie jest para? Postanowił o to zapytać swoich towarzyszy.

Gdy Nezumi usłyszał jego pytanie, głęboko westchnął.

- To niezwykłe zjawisko jest nazywane „zimnym wrzeniem”. Wprawdzie woda ta nie wrze, ale paruje, mimo że jest chłodna.

- Jesteśmy już bardzo blisko Firefall – dołączyła się do rozmowy Yashiro – Czyli Wodospadu Ognia. Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam, że jest to niesamowita kraina i dzieją się tam różne dziwne rzeczy sprzeczne z prawami natury.

- Podobno jest tam rzeka lawy! - rzekła Ruka z zachwytem.

- Bo jest – odparł chłodno Nezumi – Ten właśnie potok przemienia się w nią stopniowo, a tym pierwszym krokiem do przemiany wody w ognień jest właśnie „zimne wrzenie”.

- To niesamowite – zdumiał się Luces. To wszystko brzmiało dla niego jak jedna wielka, baśniowa opowieść.

- Mało tego – odezwała się Sheri – Ponoć rośnie tam mnóstwo drzew, mimo tego, że deszcz w ogóle tam nie pada. Rodzą niezwykłe owoce zwane ognistymi jabłkami. Jestem ciekawa, czy naprawdę są zdatne do jedzenia?... - zamyśliła się.

- Ja słyszałam, że żyje tam tylko kilka gatunków zwierząt, i to nie są zwykłe zwierzęta – powiedziała Triva, gładząc siedzącego jej na ramieniu Anubisa. - Chciałabym je zobaczyć.

- Skąd wy tyle wiecie o tej krainie? - spytał ciekawie Luces. Wszyscy wzruszyli tylko ramionami.

- Opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie – rzekła Kora zimnym tonem – Ale nie wiemy też, czy to wszystko jest prawdą. Nie wiemy też, czego naprawdę mamy się spodziewać...

* * *

Monotonny i wręcz pusty krajobraz sprawiał, że wędrowanie stawało się coraz to bardziej nużące. Luces zaczął więc coraz częściej rozmawiać ze swoimi towarzyszami, ponieważ nic innego nie zostało mu do roboty oprócz polowania, co i tak robił dość rzadko. Wszyscy żywili się głównie mięsem sępów, które trzeba było upolować za pomocą łuku lub kuszy, on zaś najbardziej lubił posługiwać się mieczem, który dostał od Nezumiego.

Coraz częściej przebywając z przyjaciółmi, zaczął zauważać drobne różnice w ich zachowaniach i relacjach pośród nich. Wszystko to tłumaczył sobie raptowną zmianą klimatu i otoczenia, która u niego samego wywarła dużą zmianę – stał się o wiele spokojniejszy i energia nie rozpierała go już tak, jak to było przed wędrówką po skalnej pustyni.

Najbardziej zmieniły się Sheri i Yashiro. O ile wcześniej były radosne i rozmowne, o tyle teraz stały się dosyć ciche i wyraźnie zamyślone. Luces zawsze widział je śmiejące się i rozmawiające ze sobą, a teraz o wiele częściej patrzył na zamyślone dziewczyny o niewyraźnym twarzach.

Raz spróbował zapytać, co jest przyczyną ich nagłej przemiany, ale Yashiro odpowiedziała tylko, że to przez nagłą zmianę otoczenia i warunków.

Nie tylko zresztą one się zmieniły. Nezumi stał się teraz o wiele bardziej opryskliwy i szybko się irytował, ale z drugiej strony zaczął częściej rzucać kąśliwe uwagi do innych, co denerwowało w szczególności Korę, która teraz stała się jeszcze bardziej zamknięta w sobie. Luces wielokrotnie próbował z nią porozmawiać, ale ona zbywała go ciętymi uwagami, jak zresztą zawsze. Nie rozumiał, dlaczego tak zachowuje się, i to nie tylko podczas wędrówki, ale już wcześniej. Zawsze, gdy chciał się nad tym głębiej zastanowić, w jego umyśle przywoływało się wspomnienie wspólnej rozmowy z całą ósemką, kiedy dowiedział się, że wszyscy stracili rodziców przez Czarnego Władcę i połączyli się w bólu, a Kora przybyła do ich „grupy” najpóźniej. Może jeszcze odczuwała żal i żądzę zemsty za swoją rodzinę i nie umiała sobie z tym poradzić, dlatego była tak nieśmiała i cicha. Luces doskonale wiedział, co czuje.

* * *

Triva i Homra, które zajmowały się głównie polowaniem, były teraz wyraźnie wycieńczone. Luces nie dziwił się – obie dziewczyny potrafiły pójść po pożywienie i nie wracać przez cały dzień, by dopiero wieczorem przybyć wraz z jednym czy dwoma upolowanymi sępami. Chłopakowi zrobiło im się ich żal i nawet chciał zapytać, czy nie mógłby ich wyręczyć, ale obie zaprzeczyły zgodnie. Luces nie rozumiał, czemu inni nie pomagają w polowaniu, lecz gdy zapytał o to Nezumiego, ten prychnął tylko i powiedział, że przecież reszta ma już wystarczająco dużo pracy na głowie. Dopiero później zdał sobie sprawę, że naprawdę tak jest – Nezumi kierował całą grupę we właściwym kierunku za pomocą układów gwiazd i słońca nad widnokręgiem. Było to dość trudne zadanie i wymagało sporej wiedzy.

Sheri filtrowała wodę z potoku, skrupulatnie dodając do niej ziołowe specyfiki, które, jak określiła: „Wybijają z niej wszystkie bakterie i likwidują zanieczyszczenia”.
Yashiro zawsze zajmowała się gotowaniem i przyrządzaniem mięsa sępów, które dopiero po odpowiednich zabiegach stawało się znośne w smaku i dobre do spożycia. Ruka oraz Draco robili przegląd wszystkich broni i w razie uszkodzenia, co zdarzało się niezwykle często, potrafili natychmiast je naprawić. Luces zauważył, że ci dwoje czerpią dużo przyjemności ze wspólnej pracy. Zawsze uśmiechał się na widok, kiedy brązowowłosa i blondyn stali obok siebie i wspólnie naprawiali kolejny zepsuty łuk czy wyszczerbiony miecz.

Natomiast Kora sprawowała pieczę nad zapasami oraz zajmowała się zwierzętami, w szczególności wilkami – Artemem i Anaju. Te dwa były najbardziej wymagające, jeśli chodzi o pożywienie. Pozostałe zwierzęta, czyli Romania, Troy i Anubis, znajdowały jedzenie stosunkowo łatwo, ale oba wilki potrzebowały większej ilości pożywienia, które starała się zapewnić im Kora – czy to resztki, czy znaleziona padlina. Znacznie częściej jednak wilki odłączały się od wędrującej grupy i same przemierzały pustkowie, usiłując znaleźć choćby kilka porzuconych kości.
Pewnego razu na oczach wszystkich zagryzły wychudzonego wilka, który przybłąkał się za nimi.

Widząc to, Luces ledwo powstrzymał odruch wymiotny i zawroty głowy. Stojąca obok niego Yashiro patrzyła na wszystko z kamienną twarzą, a następnie powiedziała:

- One też muszą jakoś przetrwać. I tak mają to w genach.

 - Warunki robią się coraz trudniejsze – odezwał się Draco – Będziesz musiał się przyzwyczaić do takich rzeczy. To będzie codzienność.

Luces przełknął ślinę i w ślad za innymi, ominął martwe, zakrwawione ciało, nad którym pochylały się oba wilki i łapczywie szarpały je zębami.

* * *

piątek, 29 stycznia 2016

12 wspomnień - STYCZEŃ

Cześć

Witam Was bardzo serdecznie w mojej nowej… Serii? Sama nie wiem, co to jest. Nazwałam ją Dwanaście wspomnień, ukazywać się będzie pod koniec każdego miesiąca (możliwe, że to będzie najbardziej regularnie publikowany przeze mnie projekt – to dużo jak na mnie! :D) To będzie takie podsumowanie danego miesiąca (tak, wiem, powtórzenie, ale jakim innym słowem mogę zastąpić miesiąc?), którym się z Wami podzielę… I zrobię na ten temat pracę plastyczną! Mam nadziejęże Wam się spodoba.

Tak więc – styczeń. Nigdy nie chciałam być marudą osobą, ale ten czas był okropny. Nie zagłębiajmy się w szczegóły J Ale jest jedna, jedyna myśl, która trzyma mnie w pionie – oczekiwanie na wiosenne słońce. Lubię zimę, lecz bardziej niż nią uwielbiam wiosnę. Teraz powinnam napisać oklepany tekst „przyroda budzi się do życia, zielone listki wyrastają na drzewach, kropi deszczyk” i tak dalej. Dla mnie wiosna to nie tylko piękne kwiaty, zieleń dookoła i ciepłe promienie słońca. To też utęskniony, rześki choć chłodny, wiosenny wiaterek oraz radosna atmosfera. A również zapachy (czy tylko ja ubzdurałam sobie, że wiosenne powietrze ma własny zapach? J) I… Wyczekuję wiosny jeszcze z jednego powodu. Wiem, że w tym czasie spotkam kogoś…  Specjalnego :D

Dobra, koniec ględzenia. Oto moja praca na temat… Oczekiwania na wiosnę J


 
Oczekiwanie na wiosenny wiatr...


Namalowałam to moimi ulubionymi farbami – akwarelami. Nawet nie wiecie, jak dobrze się bawiłam, malując to! W szczególności listki J Tak dawno nie pracowałam farbami akwarelowymi! Stęskniłam się :D

Miał być koniec ględzenia! Dziękuję za przeczytanie i zapraszam na kolejny miesiąc!

Niech (wiosenny, he he) wiatr będzie z Wami!

- Kasia

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Siedem księżyców #9

Wędrówka ani na chwilę nie wydawała się Lucesowi nużąca. Podziwianie niezwykłych krajobrazów oraz coraz to głębsze poznawanie swoich nowych przyjaciół znacznie ją urozmaicało. Jedynie zmęczenie dawało się czasami we znaki. Luces żałował, że nie mają żadnego środka transportu. Gdyby mieli chociaż konie, poruszaliby się szybciej i o wiele wygodniej.

Cała ósemka jednak była bardzo wytrzymała. Liczne podróże, wykonywane prace, polowania i walki umocniły ich ciała i dusze. Byli odporni na mróz i upały, mała ilość jedzenia nie była dla nich nowością. Znosili dzielnie wszelki trudy i znoje tułaczek. W pewnych chwilach Luces był pod dużym wrażeniem ich wytrwałości, a także doświadczenia zdobytego przez długie lata.

On sam jednak wcale nie był gorszy pod tym względem, choć wiedział, że nie dorównuje im szybkością, siłą, sprytem i nabytym doświadczeniem. Mimo to radził sobie bardzo dobrze i szybko uczył się tego, co powinien wiedzieć będąc na szlaku.



Z każdą chwilą dowiadywał się też coraz to więcej o swoich przyjaciołach.
Pewnego dnia, gdy wędrowali po stepie, Nezumiemu udało się złapać młodego szaraka. Trzymając martwego już zająca za uszy, z dumą pokazał zdobycz innym.

- Mamy kolację - powiedział, po czym zaczął związywać zająca sznurkami. Wilczyca Kory, Anaju, akurat stała bardzo blisko niego. Rozszerzyła nozdrza i postawiła uszy. Poczuwszy zapach mięsa, gwałtownie rzuciła się na zająca.

- Wara stąd, ty...! - krzyknął Nezumi, po czym z całej siły trzepnął wilczycę w łeb, odskakując wraz ze zdobyczą. Anaju zaskomlała cicho i odsunęła się na bezpieczną odległość. Luces, który podczas podróży zdążył już zaprzyjaźnić się z wilczycą, natychmiast stanął w jej obronie.

- Czemu to zrobiłeś?! - zapytał gniewnie, stając przy Anaju i szukając wzrokiem Kory. Jednak nie było jej w pobliżu, podobnie jak Yashiro i Sheri. Chłopak przypomniał sobie, że wszystkie trzy pobiegły razem z Artemem i Troyem do rzeki, natomiast Ruka, Triva i Homra zostały w tyle.
Zwrócił się więc do stojącego nieopodal Draco, który obserwował całe zdarzenie z kamienną twarzą.

- Widziałeś to? - rzekł wtrząśnięty do jasnowłosego. Draco tylko wzruszył ramionami. - Czemu to zrobiłeś?! - powtórzył ostro do Nezumiego.

- Nie będą mi zwierzęta zżerały kolacji. – mruknął pod nosem.

- Nie musiałeś jej bić! - krzyknął wściekły Luces. Od dziecka bardzo lubił wszystkie zwierzęta i szanował je. Nie wyobrażał sobie ich poniżania, zwłaszcza, kiedy były przyjaciółmi ludzi.

- A co ci do tego?! - zezłościł się w końcu Nezumi i podszedł szybkim krokiem do Lucesa. Jego ciemne oczy błyszczały z gniewu. - To tylko parszywe zwierzaki!

- Co ty mówisz?! - Luces poczerwieniał ze złości – One też żyją! A poza tym, to wilk Kory!
Nezumi już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie odwrócił się na pięcie.

- Nic nie rozumiesz. - powiedział ledwie słyszalnie, po czym widząc, jak doganiają ich Triva i Homra, a z koryta rzeki biegną pozostali, zawołał: - Chodźcie! Musimy znaleźć miejsce na obóz!

* * *

Luces długo jeszcze myślał nad zachowaniem Nezumiego. Nigdy nie widział go tak poirytowanego. Postanowił zapytać go przy ognisku, kiedy już rozbiją obóz.

Nosząc chrust na opał, Luces próbował złapać Nezumiego samego. Jednak nie było to takie proste – chłopak cały czas rozmawiał o czymś z Sheri. W końcu, gdy się ściemniło i wszyscy usiedli przy ognisku, nadarzyła się okazja.

- Pójdę po wodę – odezwała się Yashiro i wstała.

Ruka i Draco oraz Triva i Homra zajęli się cichą rozmową. Siedząca obok Nezumiego Kora patrzyła się w ogień, głaszcząc delikatnie Anaju, która odsunęła się jak najdalej od czarnowłosego. Luces syknął, a Nezumi podniósł na niego swój ostry wzrok.

- Chciałem z tobą pogadać – rzekł cicho Luces, obserwując uważnie Korę, która na szczęście nic nie usłyszała – Powiedz mi, czemu tak bardzo nie lubisz zwierząt? - postanowił, że nie będzie owijał w bawełnę.

Nezumi przez chwilę milczał. Jego zadumaną twarz oświetlały złote płomienie.

- To nie tak – odezwał się w końcu bardzo cicho – Zrozum, jestem przyzwyczajony do trudnych wędrówek, kiedy brakuje nam pożywienia. Staram się je oszczędzać. Jakby ci to powiedzieć... - zamyślił się – Traktuję wszelkie zwierzęta jako utrudnienie.

- Utrudnienie? - zdziwił się Luces, patrząc ukradkiem na Korę i Anaju.

- Tak. Może to do ciebie jeszcze nie doszło, ale mamy wyjątkowo dziwne szczęście. Nasza wędrówka jest łatwa. Mamy jedzenie i wodę, nie musimy niczego oszczędzać. Ale kiedy dojdziemy do Firefall, stamtąd będziemy przemierzać nieurodzajne ziemie. Zwierzyny będzie mało, tak samo, jak jadalnej roślinności. Będziemy musieli zrobić dużo zapasów, aby przetrwać... - chłopak podniósł wysoko głowę i spojrzał w niebo. Na ciemnym tle pojawiły się pierwsze, jasne punkciki.

* * *



środa, 20 stycznia 2016

Odwaga i Przeznaczenie. Epizod 3: Podejrzenia

Projekt O
Odwaga i Przeznaczenie


Epizod 3: Podejrzenia




Rufus zachęcającym gestem zaprosił nieznajomego do spoczęcia przy ognisku. Chłopak zdjął z pleców swój skórzany worek i położył go na ugniecionej ziemi. Potem ściągnął swoją podróżną opończę, pod którą miał lekki kaftan ze skóry łosia. Usiadł na wierzchnim okryciu i czekał. Rufus rozmościł się obok niego, a ja oparłam się o pień pobliskiego drzewa. Sheri i Kora zbliżyły się do nas i usiadły obok mnie.

Rufus uśmiechnął się do nieznajomego, a jego oczy błyskały z ciekawości.

- Witaj, przybyszu – powiedziała nagle Sheri. Zdziwiłam się bardzo, ponieważ nasza mała lisica bała się obcych i nie odzywała się do nich.

- Tak, witaj. Co cię tu sprowadza? Przyszedłeś z zachodu? – zaczął Rufus. Denerwował mnie jego przyjazny ton głosu.
Przecież to nieznajomy człowiek! Może przyszedł nas ograbić? Albo nas pozabijać? Tak, to może być posłaniec Edwarda! Przecież gonił Korin!

- Nie, ze wschodu – odparł chłopak spokojnie – Wiem, że to może głupie pytanie, ale… Czy jesteście grupą ludzi zaklętych przez Edwarda? Słyszałem, że uciekliście do Podziemi.

Może nie jest posłańcem Edwarda, skoro tak otwarcie o to pyta. Nie! On na pewno udaje!

- Uciekliśmy?! – ryknęłam i skoczyłam na młodego mężczyznę. Już miałam wyjmować katanę…

- Spokojnie, kochanie – Rufus położył rękę na moim ramieniu – Wiem, jakie są twoje podejrzenia. Na początku spróbujmy porozmawiać.

Usiadłam obok męża i prychnęłam.

- Nie uciekliśmy. Zostaliśmy tu wywiezieni – powiedziałam z większym spokojem.

- Aa! Jeszcze się nie przedstawiliśmy! – przypomniał sobie Rufus – Jestem Rufus z Gondoras, a to moja żona – tu wskazał na mnie – Yashiro, przywódczyni naszej grupy.

- Luces – chłopak przedstawił się, podając dłoń Rufusowi. Uścisnął ją mocno.

- A te dwie milczące, młode damy – kontynuował przedstawianie niedźwiedź – To Sheri i Korin.

- Dla przyjaciół – Kora – wtrąciła nieśmiało Korin.

- Co sprowadza cię do Podziemi? – spytała Sheri.

- Ważne sprawy – odpowiedział.

- W to nie wątpimy – powiedziałam – Podziemia już nie są tak bezpieczne, jak przed Wielką Wojną.

Denerwowała mnie jego pewność siebie, ta duma w jego słowach, gestach. Nie lubię takich typów.

- Chciałbym wyjaśnić to nieporozumienie – przerwał mi rozmyślanie Luces – Wiem, jak to wyglądało, ale ja nie miałem zamiaru atakować Korin – tu chłopak zerknął szybko na nią – Przepraszam, że cię wystraszyłem.

- To co zamierzałeś zrobić? – fuknęłam.

- Nic konkretnego. Znaczy… Po prostu od dawna nie miałem towarzystwa, od kilkunastu dni nie widziałem ludzkiej twarzy. Wtedy, jak ją zobaczyłem… To był impuls. Zacząłem biec – Luces wzruszył ramionami. 
Gdyby nie ten ruch, łaskawiej bym o nim myślała. Irytujące.

Kątem oka zauważyłam, że Kora lekko się zarumieniła. To pewnie dlatego, że siedziała blisko ogniska.

- Akceptujemy to usprawiedliwienie – rzekł Rufus – Prawda? – spytał się, patrząc na mnie.

- No nie wiem... – nie chciałam tak łatwo ustąpić.

Rufus przybrał tak błagalny wyraz twarzy, na jaki mógł się zdobyć przy jego gabarytach.Wyglądał tak komicznie, że musiałam się uśmiechnąć.

- Niech będzie – zgodziłam się – Potraktujemy cię jak przypadkowego podróżnika, a nie jak szpiega. Ale pamiętaj – mam na ciebie oko.

- Szpiega? Dlaczego miałbym być szpiegiem?

- Nie twoja sprawa.

- Nie możesz mi powiedzieć? To ja też nie jestem zobowiązany do ujawnienia mojego celu podróży.

- Spryciarzu, jak ja ci zaraz…

- Spokojnie! – ktoś krzyknął. Powinien być to Rufus, ale…

- Kora? – popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Znamy się i podróżujemy razem od dwóch lat, a ja nigdy nie słyszałam, żeby uniosła głos.

- Spokojnie – powtórzyła ciszej – Ta rozmowa przybiera zły obrót. Zróbmy to tak – my opowiemy Lucesowi naszą historię i cel podróży, a on swoją historię i cel. Dopiero po tym będziemy wiedzieli, czy możemy sobie w czymś pomóc. Po Podziemiach nikt nie wędruje. To dzikie i nieprzewidywalne miejsce. To cud, że spotkaliśmy jakiegoś innego podróżnika.

- Cud? A może interwencja księcia Pecha? – zaszydziłam.

- Yashiro, przestań, proszę. Zgadzacie się?

- Dobrze – powiedział Luces.

- Ja też jestem za – wtrącił się mój mąż – Sheri? Shiro?

Dziewczyna skinęła głową. Teraz cała czwórka patrzyła się na mnie wyczekująco.

- Zgadzam się.

<<*>>

Hejo! J

Przed napisaniem epizodu trzeciego przeczytałam epizod drugi, aby przypomnieć sobie, gdzie zatrzymałam fabułę. No i… Znalazłam masę błędów! Napisałam społeczeństwo zamiast człowieczeństwo, nie zamiast mnie… Może się wydawać, że to nieistotne, ale akurat ten słowa wpływały na ogólne zrozumienie fabuły. Jestem wściekła na siebie, bo zanim to udostępniłam, jeszcze z trzy razy to sprawdzałam. Tak więc, przepraszam!

W tym epizodzie nie było części z legendą, pojawi się w następnym (pracuje nad nią). Ale za to możemy zobaczyć właściwe wydarzenia oczkami Shiro! Jeeej! J

Zastanawiam się, kogo dać następnym razem – jestem rozdarta pomiędzy Rufusem a Lucesem. Chyba wybiorę Lucesa, w końcu jest głównym bohaterem. A na każdą postać przyjdzie pora, by opowiadać historię tak, jak ona to widzi. Dosłownie i w przenośni. 

Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział, do zobaczenia w kolejnych!

Niech wiatr będzie z Wami!
- Kasia


poniedziałek, 18 stycznia 2016

Siedem księżyców #8

Paprocie o rozłożystych liściach delikatnie szeleściły pod nogami wędrujących ludzi. Ciepłe, słoneczne promienie przenikały przez szpary w liściach, tworząc drobne, świetliste plamki na ziemi.

Spokojną ciszę przerywały jedynie odgłosy ptaków i kroki.

Na czele szedł pewnie Nezumi. Jego oczy wyrażały skupienie. Raz po raz chłopak obserwował uważnie okolicę, gotów ostrzec pozostałych i obronić ich.

Za Nezumim ostrożnie podążała Yashiro, stawiając jak najcichsze kroki. Jej czarno-zielone włosy lśniły w słońcu, a katana w skórzanej pochwie kiwała się lekko przy boku. Artem posłusznie dreptał przy niej. Obok czarnowłosej szła Sheri z Troyem na ramieniu, z zainteresowaniem rozglądając się dookoła.

Zaraz za pierwszą parą szedł Draco wraz z Ruką i Korą, a za nimi snuły się Triva i Homra. Wszyscy milczeli, nie chcąc przerywać ciszy lasu. Luces, który wędrował obok Kory, nie czuł się zbyt dobrze.

Miał wrażenie, jakby szedł na prawdziwą wojnę. Jak dotąd nie myślał o spełnieniu przepowiedni jako o trudnej, pełnej niebezpieczeństw i pułapek wyprawie, a wyglądało na to, że tak właśnie będzie.
Chłopak zaczął gorączkowo myśleć o tym, co mogą spotkać na drodze. Nagle do jego głowy uderzyła straszliwa myśl.

"A co jeśli... Jeśli umrę?".

Zdał sobie sprawę, że nigdy nie myślał o śmierci, choć miał z nią do czynienia właściwie na każdym kroku swego życia. Odruchowo rozejrzał się po wszystkich.

"A jeśli któreś z nich..."

Nie chciał nawet dokańczać tej myśli. Nie mógł, nie potrafił sobie tego wyobrazić. Wziął głęboki oddech, próbując o tym zapomnieć.
Szedł tak w całkowitym zamyśleniu przez kilka chwil. Nagle zobaczył, jak Draco spogląda na niego ze zdziwieniem i lekkim niepokojem.

- Czy wszystko w porządku? - zapytał głośno, aż wszyscy obejrzeli się ku niemu.

- Tak – odparł nieco zmieszany Luces. Kora wbiła w niego podejrzliwe spojrzenie.

- Martwisz się czymś – odezwała się, jakby stwierdzała fakty. Luces poczuł nagle, jak się czerwieni.

- Niee... - żachnął się – Po prostu myślałem o naszej wyprawie. Wiesz, jak to wszystko będzie...
Kora nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w niego obojętnie, po czym odwróciła głowę i skupiła się na wędrowaniu. Anaju wiernie szła u jej boku, co jakiś czas rzucając szybkie spojrzenia na Lucesa i prychając, jakby wyrażała swoje niezadowolenie, że obcy człowiek idzie obok nich.
- Niedługo wyjdziemy z lasu – powiedział nagle Nezumi, bacznie rozglądając się. Triva na te słowa spojrzała w górę. Na jasnym niebie odznaczał się wyraźnie ciemny kontur Anubisa, który szybując w przestworzach, wskazywał im drogę.

* * *

Wkrótce potem las stawał się coraz bardziej rozrzedzony, aż w końcu skończył się. Cała dziewiątka stanęła teraz na szczycie wysokiego wzgórza, mając przed sobą niezwykle rozległy step pokryty krótką, żółtozieloną trawą i małymi krzewinkami. Gdzieniegdzie znajdowały się młode siewki iglastych drzew, których ciemnozielone igły kontrastowały z jaśniejszą trawą. Na obrzeżach prerii był widoczny zarys innych lasów. Wszystko to oświetlało słońce, które górowało teraz na błękitnym niebie.

Gdy Luces zobaczył ten widok, zaparło mu dech w piersiach. Było tu tak pięknie, tak spokojnie i cicho. Ten wielki i obszerny step miał w sobie coś, co ciągnęło go jak dzikie zwierzę do lasu. Jakieś dziwne, nieograniczone uczucie zrodziło mu się teraz w sercu. Przez chwilę zastanawiał się, co to za uczucie, lecz w końcu odgadł – uczucie wolności.

Spojrzał na wszystkich. Stali tak, jeden obok drugiego, patrząc z zachwytem na krajobraz. Ich twarze, które zwykle widywał pełne skupienia i powagi, promieniały teraz niesamowitym, niewyczuwalnym światłem. Światłem, które dało wyczuć się w błyszczących oczach, łagodnych rysach i delikatnym uśmiechu. Sam na ten widok uśmiechnął się w sercu, bo widział coś, co napawa go szczęściem.

Złote promienie oświetlały wszystkie twarze. Yashiro uśmiechała się promieniście, podobnie jak Sheri, której czekoladowe włosy w słońcu stały się jasnobrązowe. Ciemne oczy Nezumiego miały w sobie iskry, choć twarz chłopaka wydawała się być niewzruszona. Triva i Homra, jak siostry, śmiały się, trzymając się za ręce. Draco wesołym spojrzeniem obserwował cały widok, a stojąca obok niego Ruka zamknęła oczy, ciesząc się ciepłem, jakie rzucały na nią promienie. Nawet Kora uśmiechała się delikatnie, a jej blond włosy rozwiewał lekko wietrzyk.

Luces również zamknął oczy i poczuł na powiekach łagodne ciepło słońca. Stał tak przez chwilę, pozwalając, by te niezwykłe, pełne życia ciepło przeniknęło go od stóp do głów. A potem otworzył oczy, kiedy nagle Anaju wyrwała się Korze i pobiegła w dół wzgórza.

- Anaju! - zawołała Kora i natychmiast puściła się pędem za wilczycą, która widząc, że ją goni, przyspieszyła i najwyraźniej nie miała zamiaru się zatrzymać.

- Myśli, że to zabawa – odezwała się naraz Triva i również pobiegła śladem Kory. Razem z nią pognała również Homra, a potem Sheri, Ruka i na końcu Yashiro wraz z Artemem.
Luces już miał spytać Trivę, czy mówiła o Anaju czy też o Korze, kiedy zauważył, że Nezumi kręci głową z politowaniem i również zaczyna biec długimi susami w dół. Spojrzał więc na Draco, który uśmiechnął się do niego przyjacielsko.

- No chodź! - zawołał tylko i już go nie było – puścił się pędem za pozostałymi.
Luces nie miał wyboru. Omal nie potykając się, zaczął ostrożnie zbiegać po wzgórzu. Słysząc głośny śmiech Ruki i Yashiro, przyspieszył. Jego ciemne włosy rozwiał w pędzie wiatr, a w niebieskich oczach migotały iskierki. Nagle zaśmiał się wesoło, tak z głębi serca, i zaczął doganiać resztę.

* * *

sobota, 16 stycznia 2016

Kwiaty, kwiatki, kwiatuszki...

Cześć i czołem!
Ostatnio udało mi się znaleźć nieco fotografii kwiatów. Bardzo lubię im robić zdjęcia, tak samo, jak ptakom czy po prostu przyrodzie. Oto one:











To na razie wszystko. Pozdrawiam Was i trzymajcie się!
Arthemis

czwartek, 14 stycznia 2016

Z Afryki

Cześć Wam!
Jeden z moich bliskich miał okazję odwiedzić Afrykę, już dość dawno temu. Jednakże dzisiaj udało mi się wygrzebać parę interesujących fotografii z tej niezwykłej podróży.
Przedstawiam krajobrazy, faunę i florę... afrykańską!

Ach... Lazurowe morze, piasek, klify i zieleń traw...





Struś, co prawda - z hodowli, ale jednak!


Ciekawy afrykański ptak. Nie wiadomo mi, co to za gatunek, choć bardzo podobny jest do naszego kruka.

Niestety nie wiem, jakie to zwierzę, ale wygląda na ciekawe. Tutaj znalazło papierek od loda, wyglądało na to, że nie boi się ludzi.

Moja przygoda z końmi #6

W końcu nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi – mój wyjazd na pierwszy obóz jeździecki. Z błogością myślałam o tym, co mnie tam czeka. Nowe konie, całkiem inne stajnie i okolica, zapewne nauka oporządzania i przede wszystkim jazda konna. Moim ustanowionym celem było zaprzyjaźnienie się z jednym z tamtejszych koni, na wzór bohaterki z książki. Myślałam, że to będzie pestka. Po prostu spędzanie z tym koniem jak najwięcej czasu, jak najczęstsza jazda i tak dalej. Niestety, jak już wspomniałam – życie to nie fikcja i bywa zupełnie różne.

* * *

To, co naprawdę zapadło mi w pamięć po przyjechaniu na miejsce, to duża, przestronna i całkiem ekskluzywna stajnia, oraz oczywiście – konie, które pamiętam dobrze do dziś.
Pierwszym zwierzęciem, którego poznałam, była bardzo łagodna, gniada klacz SP (1) o imieniu Walia. Oczywiście przy pierwszym spotkaniu musiałam odrobinę poczekać, aby się z nią przywitać, ponieważ od razu zalała ją (i inne konie) fala rozentuzjazmowanych dziewczyn, które razem ze mną poszły zobaczyć konie. Stałam więc i czekałam spokojnie na boku, aż reszta zabierze swe ręce i będzie możliwy dostęp do klaczy.
Gdy zrobiło się trochę luźniej, podeszłam powoli do konia i dałam mu swoją rękę do powąchania. Jest to ludzki odpowiednik: „Witaj, jak się masz?”. Cieszyłam się jak głupia, kiedy Walia obwąchała moją dłoń.
Stałam i przez chwilę patrzyłam spokojnie na konia. Walia miała mądre oczy i kształtny pysk z białą gwiazdką (2) na czole. „Może uda nam się zaprzyjaźnić”, myślałam.
Obejrzałam też inne konie. Tych, na których jeździliśmy, nie było zbyt dużo – raptem pięć. Obok boksu Walii znajdowała się jej matka, kara (3) Sasanka. Zapamiętałam ją ze względu na niezwykłą maść i nietypowy temperament. Poza tym świetnie się na niej jeździło, ale o tym kiedy indziej.
Innym koniem była Megara, gniada klacz, która początkowo wydała mi się odrobinę nieposłuszna. Poza tym była jeszcze siwa Sonata, na którą – niestety – nie udało mi się wsiąść. Zawsze była wręcz oblegana przez chętnych jeźdźców, a ja, nieśmiała i niepewna Arthemis, nie miałam innego wyboru, jak tylko wsiąść na innego konia.
Był jeszcze Lider – skarogniady (4) wałach rasy śląskiej, na którym również nie jeździłam. Ten masywny i silny, duży koń był ulubieńcem wszystkich, tylko nie moim. Pamiętam, jak zawsze 
rozlegały się „ochy i achy” na jego widok. Naturalnie – również był oblegany.

* * *
 
Gdy wychodziłam ze stajni, w moim sercu zrodziła się jakby nadzieja i determinacja. Chciałam za wszelką cenę zaprzyjaźnić się z koniem, chciałam nauczyć się oporządzać go i lepiej jeździć. Ta pierwsza wizyta w stajni zapoczątkowała cały ciąg różnych, dobrych i złych zdarzeń, które czekały mnie podczas tego obozu.

* * *
(1) SP - skrót od "szlachetny półkrwi", czyli populacji koni hodowanych w Polsce do jeździectwa wyczynowego.
(2) gwiazdka (u konia) - jest to białe znamię, zwykle znajdujące się na czole konia: LINK 
(3) kary (maść) - koń o umaszczeniu czarnym z czarną grzywą i ogonem.
(4) skarogniady (maść) - koń o umaszczeniu ciemnym (prawie czarnym) z czarną grzywą i ogonem

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Siedem księżyców #7

Ruka pochylała się nad stertą broni leżącej w jaskini i dokładnie je oglądała, sprawdzając stan każdej z nich. Naraz poczuła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się, trzymając w ręku swój łuk.

- Draco! - wykrzyknęła na widok blondyna, który z uwagą jej się przyglądał. Dziewczyna uśmiechnęła się. - Wystraszyłeś mnie!

- Doprawdy? - zaśmiał się Draco, po czym wbił w nią spojrzenie pełne ciekawości. - Przeglądasz broń? To dobrze. - westchnął nieznacznie, spuszczając głowę – Jeszcze dziś musimy wyruszyć...
Ruka miała wrażenie, jakby chłopak się czymś martwił.

- Czy wszystko dobrze? - zapytała, kładąc mu rękę na ramieniu. Blondyn natychmiast podniósł wzrok, nieco zaskoczony.

- Tak, w porządku – odparł pospiesznie, rumieniąc się – Tylko zastanawiam się, jak to wszystko... No wiesz. Co nas spotka i tak dalej.
Dziewczyna pokiwała głową z uśmiechem i mimowolnie zerknęła na swój łuk.

- No cóż – rzekła cicho, bawiąc się cięciwą – To się okaże. Ale musimy być dobrej myśli.
Draco skinął głową, po czym wlepił w nią głębokie spojrzenie.

- Ruka, słuchaj. Ja... - zaczął niepewnie, kiedy nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk dochodzący z zewnątrz. Zdumiona dziewczyna natychmiast wybiegła, a za nią podążył Draco.
Widok, jaki zastali, mroził krew w żyłach. Luces, Nezumi oraz pozostali stali w jednym miejscu z przerażeniem, patrząc ze strachem na Yashiro. Ciemnowłosa dziewczyna krzyczała, trzymana przez ogromnego orła, który chwyciwszy ją wielkimi szponami, próbował unieść ją w powietrze. Ptaszysko wydawało co chwilę skrzeczące okrzyki. Był co najmniej dwa razy większy od dziewczyny, jego
ciemne skrzydła unosiły się w powietrze jak złowrogie, czarne bandery.

Ruka dopiero po chwili zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Po chwili już celowała strzałą prosto w pierś ptaka. Słysząc rozpaczliwe krzyki Yashiro, bez namysłu wystrzeliła.
Pierzasta strzała przeszyła orła na wylot. Ptak podniósł ostrzegawcze wołanie, ale już po chwili puścił ciemnowłosą, próbując bezskutecznie wzbić się w powietrze. Zaraz potem padł z ogromnym łomotem bez ruchu.

* * *

Przez chwilę panowała cisza przepełniona strachem. Sheri jako pierwsza odzyskała świadomość i podbiegła do Shiro.

- Shiro! - zawołała rozpaczliwie – Mój Boże, czy nic ci nie jest? - do dziewczyny podbiegła Triva, Homra i Kora.

- Nie, chyba jest w porządku – rzekła spokojnie Yashiro, otrzepując ramiona – Nic mi nie jest, tylko się wystraszyłam. - spojrzała z niepokojem na orła, który leżał martwy na grzbiecie. Uniósł szpony w powietrze i otworzył potężny dziób. Z jego zranionej piersi płynęła struga ciemnej krwi.
Dotychczas stojący nieopodal Nezumi podszedł do ptaka i spojrzał na niego z obrzydzeniem.

- Parszywe stworzenie – mruknął z odrazą, po czym obejrzał z uwagą jedną z łap orła. Była ona oznaczona czerwoną obrączką z małym, czarnym znakiem. - Tak, jak myślałem. To jeden ze szpiegów Czarnego Władcy.

- Czarnego Władcy? - powtórzył Luces, podchodząc do Nezumiego. Czarnowłosy pokiwał głową z lekkim niedowierzaniem.

- Wysyłają za nami pościg. To nie wróży dobrze. - rzekł cicho, po czym odwrócił się do Yashiro i pozostałych. - Musimy natychmiast wyruszać. Inaczej złapią nas.

- Ale... - zawahał się Luces – Ale dlaczego chcą nas złapać? - spytał ze zdumieniem, patrząc na martwego orła.

- To nie czas na wyjaśnienia – odparł lakonicznie Nezumi, po czym wziął Sheri za rękę i pociągnął ją do jaskini. - Chodźcie. Trzeba ruszać w drogę.
Yashiro wraz z Trivą i Homrą podążyła za czarnowłosym, za nimi poszedł również Draco. Luces zwrócił się do Kory, która akurat go mijała.

- Czyli... - zająknął się, nie wiedząc, co powiedzieć. Kora spojrzała na niego pobłażliwie.

- Nie słyszałeś, co mówił Nezumi? - rzekła – Grozi nam niebezpieczeństwo. Ulatniamy się stąd szybko i zmierzamy do Firefall. - popchnęła chłopaka do jaskini, a sama spojrzała jeszcze na ogromnego ptaka. Następnie gwizdnęła przeciągle, a po chwili z lasu wyłoniła się Anaju wraz z Artemem. Oba wilki szybko podbiegły do Kory.

- Zjeżdżamy stąd – poinformowała zwierzęta. Artem pobiegł do jaskini, szukając Yashiro, a Anaju spojrzała na dziewczynę pytająco.

- Mówię poważnie, Anaju – powiedziała Kora, głaskając wilczycę po łbie – Musimy spełnić przepowiednię.

Anaju prychnęła lekko, jakby rozumiała, co mówi. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i również weszła do jaskini, aby pomóc wszystkim w przygotowaniach do drogi.

* * *



piątek, 8 stycznia 2016

W chwilach wolnych 0.5

Cześć!

Witam Was w mojej nowej serii, inspirowanej W chwilach wolnych pewnego (znanego teraz) youtube'ra, Karolka. Ach, stare, dobre czasy.

Dzisiaj na chemii Yashiro uświadomiła mi, że ten nowy projekt będzie podobny do jej serii Jasna strona Shiro. Przepraszam, mam nadzieję, Miszczuniu, że się nie gniewasz :)

Co to w ogóle będzie? Tak właściwie to sama nie wiem. Coś w stylu luźnej serii o... chyba o moich tytułowych chwilach wolnych.

Tak więc - spodziewajcie się przede wszystkim nawiązań do plastyki, mojego odwiecznego hobby :D
Mam nadziejęże spodoba Wam się ten pomysł. Może dzięki niemu będę bardziej aktywna na blogu.
Życzę wszystkim miłego popołudnia i udanej, radosnej końcówki tygodnia :)

Niech wiatr (tylko nie zbyt zimny) będzie z Wami!

- Kasia 

wtorek, 5 stycznia 2016

Moja przygoda z końmi #5

Po jakimś czasie radziłam sobie o wiele lepiej. Skończyły się już półgodzinne jazdy na lonży - teraz czas jednej jazdy wynosił godzinę. Dołączyłam do (tak zwanych u nas) jazd w grupach. Wyjaśnię pokrótce, jak to wyglądało. Grupa zazwyczaj wynosi od dwóch do pięciu jeźdźców, z których wszyscy muszą umieć co najmniej kłusować. W zależności od pogody i warunków jazdy odbywały się na większym lub mniejszym maneżu albo na hali. Na takich zajęciach jeździmy oczywiście stępem, różnymi rodzajami kłusa (1), a także (jeśli umiemy) pojedynczo galopem, ale nie mamy skoków. Urozmaicaniem są wolty, różnorakie zmiany kierunku, slalomy czy przejazdy przez drągi (2) oraz inne ćwiczenia.

Rzecz jasna, aby się wprawić, częściej zaczęłam dostawać konie wymagające troszeczkę więcej stanowczości i wyczucia (czytaj: odrobinę uparte i z charakterkiem). Wiedziałam, że gdybym jeździła tylko na spokojnych i w pełni posłusznych koniach, tak naprawdę dużo bym się nie nauczyła.
Tak więc ćwiczyłam i ćwiczyłam cały czas, jak współpracować z takimi końmi. Dopiero wtedy zobaczyłam, że popełniam wiele błędów: czy to źle kieruję, zatrzymuję konia, anglezuję - zawsze każdy błąd sprawiał, że byłam na siebie wściekła. Ogólnie jestem dość ambitną osobą i rzadko kiedy rezygnuję czy się poddaję. Moja ambicja, mój honor nie pozwalał mi ma takie głupie błędy. Dążyłam (i nadal dążę) do perfekcji, i to odnosi się nie tylko do jazdy konnej.
Zawsze starałam się poprawić to, co robiłam źle. Wiedziałam, że konie także wyczuwają moje błędy, a abym mogła z nimi dobrze współpracować, nie mogę ich popełniać (a i tak jeszcze to robię).

* * *
 
Jak dotąd jednak nie miałam okazji obchodzić się z koniem w kwestiach oporządzania. Ale wkrótce miałam przekonać się, że to wiąże się z ogromną odpowiedzialnością...
Nadal czytałam też kolejne części serii "Heartland". Zaczęłam marzyć o tym, aby naprawdę zaprzyjaźnić się z koniem. Jak dotąd ani ja, ani konie nie czuliśmy więzi. Wiem, byłam naiwna i głupia – wzorowałam się na fikcyjnych zdarzeniach z książki. Lecz w mojej świadomości tkwiła myśl, że zaufanie i więź z koniem jest możliwa w prawdziwym życiu. I bardzo, bardzo chciałam jej doświadczyć.
Zbliżały się wakacje, a ja wyjeżdżałam na pierwsze, dwutygodniowe kolonie jeździeckie, podczas których miałam nauczyć się wielu rzeczy, które zmieniły moje nastawienie. Podczas tego obozu pragnęłam także zaprzyjaźnić się z jednym z koni, poczuć tę więź.
Przekonałam się jednak, że życie to nie fikcja. 

* * *
 (1) rodzaje kłusa - kłus anglezowany, kłus ćwiczebny i kłus w półsiadzie to sposoby poruszania się jeźdźca w trakcie kłusowania konia: LINK
(2) przejazd przez drągi - polega na nakierowaniu konia (w stępie, kłusie lub galopie) na poustawiane przed nim drągi. W różnych sytuacjach ma to różne zastosowania, np. przygotowanie do skoków.
 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Siedem księżyców #6

Luces przechadzał się między wysokimi drzewami. Suche i brunatne gałęzie zdobiły teraz młode, jasnozielone listki, które dawały życie. Pod stopami miał zbity i zmarznięty po całej zimie grunt, na którym jednak wyrastały pierwsze trawy. Niektóre krzewy już kwitły, na cienkich patyczkach znajdowały się delikatne, kolorowe kwiaty. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał ten widok, gdy martwota przeradzała się stopniowo w życie.

Na pobliskiej gałęzi usiadła samiczka gila i zaćwierkała cicho, dając o sobie znać. Luces podniósł głowę, a na widok ptaka rozpromienił się.

- Och, Roma! - wykrzyknął i wyciągnął rękę do gila. Samiczka natychmiast sfrunęła z gałęzi i wylądowała na jego dłoni. Chłopak pogładził lekko jej bury grzbiet.

Minęły zaledwie dwa dni, odkąd się tu pojawił. Zdążył już zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, łącznie ze zwierzętami. Oswojone zwierzaki nie bały się go, wręcz przeciwnie – bardzo polubiły.

Jak dotąd spędzał czas na rozmowie i wspólnych zajęciach ze swoimi nowymi towarzyszami. Chętnie chodził z Trivą i Homrą na polowania, okazało się, że niesamowicie dobrze posługuje się mieczem.
Bardzo polubił przechadzanie się z Ruką i Sheri po lesie. Dziewczyny świetnie znały okolicę. Z Yashiro uwielbiał po prostu rozmawiać – była bardzo życzliwa i wyrozumiała. Najwięcej czasu jednak spędzał razem z Draco i Nezumim, którzy sprawdzali jego najróżniejsze umiejętności. Według nich takie rzeczy, jak używanie rozmaitych broni, zakładanie pułapek i zasadzek, jak również rozpoznawanie rzeczy zdatnych do jedzenia, były kwestią przeżycia. Na szczęście Luces świetnie radził sobie ze wszystkim.

Tylko jedna rzecz go zastanawiała, a mianowicie dlaczego te osiem osób trzyma się razem i żyje ze sobą. W głowie rozważał takie kwestie, jak zwyczajne koleżeństwo, pokrewieństwo, ale najbardziej prawdopodobne wydało mu się to, że musi mieć to jakiś związek z Czarnym Władcą. Nie wiedział dokładnie jaki i zamierzał o to jak najszybciej spytać.

W ciągu zaledwie tych dwóch dni zdołał pojąć i nauczyć się wszystkich zasad, jakie panowały wśród tej ósemki i w całym „obozie”. Wyglądało na to, że w najbliższym czasie nie wróci do domu. Swe przeznaczenie, czyli ocalenie Taleran, przyjął dobrze, choć potem przez jakiś czas nadal nie mógł w to uwierzyć. Mimo tego, jako odważny i optymistyczny chłopak, myślał o tym jako o przygodzie. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, ile trudu i bólu spotka, ile łez i krwi wyleje.

Teraz jednak o tym nie myślał.

Romania wkrótce odleciała, zagłębiając się w las. Luces postanowił już wrócić z przechadzki, słońce powoli chowało się już za horyzontem, rozświetlając niebo na różowo-złoto. Szybko zawócił i poszedł szybkim krokiem w kierunku jaskini. Wkrótce zobaczył przed sobą polankę otoczoną drzewami, gdzie piętrzyła się skała. Podszedł do wejścia i przecisnął się przez mały otwór. Zaczął iść pewnie, słuchając odgłosu kapania kropel wody. Gdy znalazł się w niebieskiej jaskini, poczuł się jakby w domu.

Westchnął, a w jego głowie powstała wizja Kanerii, jego krainy, gdzie od kilku lat żył jako samotnik. Nie znał swoich rodziców, został przygarnięty przez sędziwą parę staruszków. Gdy stał się starszy i samodzielniejszy, jego przybrani rodzice umarli. Zaczął żyć sam, mając jedynie paru znajomych i sąsiadów z wioski.

Zamknął oczy, przywołując wspomnienia. Naraz zobaczył wyraźnie jego skromną chatę i ogród, jego wioskę i okolicę. Nie chciał o tym myśleć. Naraz zdziwił się – przecież tam jest jego dom, tam się wychował i żył, a nie tęsknił za nim. „Może... Może nigdy nie czułem się tam dobrze?” zadał sobie pytanie, na które nie umiał odpowiedzieć.

- Wszystko gra? - usłyszał za sobą głos. Odwrócił się i zobaczył jak zwykle niewzruszoną twarz Kory, która mu się przyglądała. Obok niej stała jej biała wilczyca, Anaju.
Spróbował się przyjacielsko uśmiechnąć, ale dziewczyna nie odwdzięczyła mu się tym samym. Jak dotąd nie umiał sobie przypomnieć, czy od czasu, gdy tu trafił, w ogóle się do niego uśmiechnęła czy miło odezwała.

- Tak, w porządku – odrzekł – Gdzie byłaś?

- Na spacerze, jeśli chcesz wiedzieć – mruknęła Kora, mijając go i podchodząc do Yashiro, która krzątała się przy małej, polowej kuchni.

- Co jest dziś na kolację? - spytała, a Anaju wciągnęła powietrze w nozdrza.

- Sheri złapała kilka zajęcy. - odparła Shiro, mieszając łyżką w garnku. - Przyrządziłam z nich potrawkę.

Kora skinęła głową i usiadła na kocu przy wygasłym ognisku otoczonym osmolonymi kamieniami. Wyjęła zapałki i rozpaliła ogień, następnie udała się do „schowka”, jak nazywano skalne zagłębienie, gdzie znajdował się chrust i drewno, a także zebrane pożywienie. Zabrała kilka szczap i wrzuciła je do ognia. Płomienie syknęły, a w górę poleciało parę iskier. Dziewczyna spojrzała na Lucesa.

- Siadaj – powiedziała tylko i zaprosiła go do ognia ruchem ręki. Chłopak posłusznie zajął miejsce obok niej. Postanowił zacząć rozmowę.

- Słuchaj, dlaczego jesteś taka chłodna w stosunku do mnie? - zapytał z nutą ironii, uśmiechając się szyderczo. Kora spojrzała na niego zdumiona, po czym uciekła wzrokiem.

- A jaka mam być, skoro przyjęliśmy do domu jakiegoś obcego człowieka z zupełnie innego miejsca? Wybacz, ale jestem nieufna wobec obcych. - jej głos nie brzmiał ani trochę przepraszająco.

- Ten obcy człowiek ma uratować waszą krainę, wiesz? - rzekł spokojnie.

- Nie bądź tego taki pewny.

- Co takiego? - zdziwił się chłopak – Co masz na myśli?

- Na pewno nie zrobisz tego sam. My ci przecież obiecaliśmy pomóc, więc nie zachowuj się zuchwale, pewny-siebie-człowieku. - odparła Kora.
Luces pokręcił głową z rezygnacją. Jakakolwiek jego rozmowa z Korą kończyła się jej sarkastycznymi uwagami i ciętymi ripostami, choć musiał przyznać, że mimo jej chłodu i wyrafinowania, całkiem lubił się z nią droczyć.

Wkrótce w jaskini pojawili się wszyscy, czekając na kolację. Siedzieli przy ognisku i rozmawiali wesoło, Luces z chęcią do nich dołączył. Wydawało mu się, że zaczynają go traktować jak jednego z nich.

Niedługo potem została podana kolacja. Luces musiał przyznać, że szczególnie Yashiro dobrze gotowała. Natomiast Ruka umiała profesjonalnie ocenić, czy mięso jest zdrowe i zdatne do spożycia.

Po posiłku wszyscy siedzieli przy ogniu, rozmawiając dalej. Luces rozejrzał się po wszystkich. Sheri chichotała razem z Yashiro, patrząc na Nezumiego, który z niezwykłym zapałem opowiadał im, jak kiedyś powalił niedźwiedzia. Ruka rozmawiała cicho z Draco, co chwilę wybuchając śmiechem. Triva i Homra jak zwykle trzymały się razem, zajmując się Anubisem.

Nagle Nezumi zwrócił się do Lucesa, rozmowy ucichły.

- Luces, jak wiesz – zaczął – Zechcieliśmy ci pomóc w spełnieniu przepowiedni. Zdecydowaliśmy, że wyprawę zaczniemy jutro...

- Wyprawę? - zdumiał się Luces.

- Tak, wyprawę. Ale po kolei. Według przepowiedni, by obalić Czarnego Władcę, musimy zdobyć pióro Feniksa z Firefall, medalion Srebrnego Smoka z Death Valley oraz zabić Czarnego Gryfa w Rock Desert przy pomocy tych przedmiotów.

- Ciekawe... - zamyśli się Luces – Czy wiecie, gdzie są te miejsca?

- Do zwoju z przepowiednią dołączona była mapa – powiedziała Yashiro – Według niej mamy stąd około siedemdziesięciu mil do Firefall. Stamtąd trzydzieści do Death Valley, a potem musimy ją jeszcze przemierzyć wzdłuż, czyli kilkanaście mil. Potem pięćdziesiąt mil do Rock Desert, gdzie mamy rozprawić się z Czarnym Gryfem, a potem i z Czarnym Władcą, który w pobliżu ma swój pałac.

- Musimy zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i iść niestety pieszo – rzekła po chwili Ruka – Nie mamy innego środka transportu, może zatrzymamy się po drodze w jakiejś wiosce i zdobędziemy jakieś konie...

- Zaczekajcie – przerwał jej Luces – Czy wy podróżujecie tak... No, sami? Pieszo?

- Można tak powiedzieć – odezwała się Triva – Niedawno straciliśmy nasze wierzchowce i osiedliliśmy się tutaj, aby trochę odpocząć od tułaczki.

- W takim razie wędrujecie po całej krainie?

- Tak.

- Ale dlaczego? - dopytywał się chłopak – Dlaczego wasza ósemka podróżuje razem i...

- Dawniej ja, Yashiro, Ruka i Sheri mieszkaliśmy razem w jednej wiosce. - przerwał mu Nezumi, patrząc w ogień – Kiedy pięć lat temu straciliśmy rodziców, postanowiliśmy złączyć się i uciekać razem przed Czarnym Władcą, który tego wszystkiego dokonał. Dwa lata wcześniej dołączyli do nas Draco, Triva i Homra z innych wiosek, w których dokonano tę zbrodnię. Przed kilkoma miesiącami przybyła do nas Kora...

Luces zauważył, że wszyscy zaczęli myśleć o swojej przeszłości. To, co przed chwilą powiedział Nezumi, wstrząsnęło nim. Przypomniała mu się śmierć jego przybranego ojca i matki. Zobaczył, że Kora ma łzy w oczach i przygryza wargę.

- Nasza ósemka podróżuje przez Taleran, złączona w bólu po stracie bliskich i nienawiści do Czarnego Władcy za to, co nam zrobił. - Nezumi podniósł głowę i spojrzał w oczy Lucesa. - A teraz, gdy istnieje szansa na uratowanie ludzi z Taleran, możemy ci pomóc, Luces.

Przez chwilę nastała cisza. Luces w zamyśleniu trawił to, co przed chwilą usłyszał. Spojrzał kątem oka na Yashiro. Dziewczyna podniosła twarz, jej oczy wyrażały nie ból, nie cierpienie, a determinację. To samo zauważył u pozostałych.

- Ja nie znałem swoich rodziców. - oczy wszystkich zwróciły się ku Lucesowi – Zostałem przygarnięty, a kilka lat temu moi przybrani rodzice umarli. Jak dotąd żyłem sam, ale... - zawahał się –
Ale teraz jestem tu i ocalę Taleran, zgodnie z przepowiednią! - podniósł głowę, rozglądając się po wszystkich. Ich twarze były skupione i zawzięte. - Razem z wami.

Nagle podniosły się radosne okrzyki, a chłopak uśmiechnął się w duchu. „Razem, złączeni w bólu”, pomyślał, „Pokonamy Czarnego Władcę, gdy siedem księżyców ustawi się w jednej linii na niebie”.

piątek, 1 stycznia 2016

Siedem księżyców #5


   Zabić? – Luces był wyraźnie zszokowany – Aby ocalić Taleran? Ale co tu takiego się dzieje, że trzeba obalić władcę?... – spytał ciszej, patrząc pytająco na wszystkich. Sheri i Ruka spojrzały po sobie, Draco westchnął,  a Kora spojrzała na Lucesa wzrokiem pełnym bólu.

-         Musisz poznać historię Taleran, abyś zrozumiał – odezwała się Yashiro, po czym rzuciła spojrzenie na Nezumiego. Czarnowłosy siedział zamyślony, jego oczy wyrażały skupienie.

-         Dawniej Taleran była niezwykle piękną krainą opływającą w dostatek – zaczął Nezumi – Było tu pełno dzikich borów i lasów, rzek i jezior, łąk i pól. Kraina była rządzona przez sprawiedliwego i mądrego króla. Wszystkie tamtejsze wioski zamieszkiwały plemiona dobrych i prawych ludzi.
Jednak pewnego dnia w Taleran pojawiło się plemię złych ludzi z Zachodu, które na zawsze odmieniło naszą krainę. Zostali życzliwie przyjęci przez króla pod warunkiem, że nie będą wyrządzali szkód. Obiecali, ale wkrótce potem złamali obietnicę.
Najpierw zaczęli masowo wycinać drzewa i wypalać łąki. Liczne pożary sprawiły, że lasów było coraz to mniej, a potem nadeszła susza. Rzeki zmieniły się w puste koryta, ziemia stała się sucha i jałowa. Złe plemię wybijało zwierzynę i bezwstydnie niszczyło przyrodę.
Nie pomagały napomnienia i ostrzeżenia, źli ludzie kpili z władcy, a potem doszło nawet do tego, że mordowali prawych, których było coraz mniej.
Z czasem Taleran została opanowana przez złych i obłudnych ludzi, z którymi trzeba było walczyć. Rozpoczął się okres nieustannych walk pomiędzy królem a nieposłusznymi poddanymi. Ci drudzy, niestety, zyskiwali przewagę.
Zrozpaczony władca nigdy nie był w takiej sytuacji. Próbując ratować Taleran, znienawidził złe plemię za to, że złamali dane mu słowo.
Królowi po wielu latach udało się zwalczyć plemię z Zachodu. Jednak szkody wyrządzone przez nie były nie do opisania. Władca załamał się, a kiedy w Taleran osiedliły się nowe plemiona, zemścił się na niewinnych. Ustanowił bardzo surowe prawa, których każdy musiał dotrzymywać bez względu na wszystko, bo inaczej ginął. On sam stał się surowy i okrutny w stosunku do nowych poddanych, którzy byli dobrymi ludźmi.
Swą nienawiść do poddanych przelał na syna, który w wieku kilkunastu lat stracił obu rodziców. Obwiniał o to poddanych, bo takie zostało mu wpojone przekonanie – że wszyscy ludzie w Taleran są źli.
Teraz zaś syn, nazywany przez nas Czarnym Władcą, rządzi naszą krainą w nienawiści do ludzi. Pragnąc zemsty, podstępnie kazał zabijać rodziców w wioskach, aby dzieci doświadczyły tego, co on.

-         To okropne... – rzekł cicho Luces.

-         Dlatego nie można pozwolić, aby w Taleran rządził Czarny Władca. – zakończył czarnowłosy, podnosząc wzrok. Nastała całkowita cisza, Luces myślał o tym, co przed chwilą usłyszał. „Skoro przepowiednia mówi, że to ja mam zabić Czarnego Władcę, to zrobię to.”

-         I dlatego ja jestem powołany, aby go obalić – powiedział głośno. Wszyscy spojrzeli na niego z nadzieją. – Nie pozwolę, aby Czarny Władca zniszczył doszczętnie Taleran!

Naraz podniosły się radosne okrzyki, Yahiro spojrzała na Lucesa wesoło, a Draco wstał i rzekł:

-         My też nie pozwolimy!

-         Pomożemy ci! – wykrzyknęła rozentuzjazmowana Ruka, a Triva, Sheri i Homra jej przytaknęły. Shiro uśmiechnęła się przyjaźnie do Lucesa.

-         Trzymaj się nas, Luces. – poklepała go po ramieniu – Razem możemy wiele zdziałać!

Chłopak powiódł wzrokiem po wszystkich. Wyglądało na to, że są pełni wiary.
„Nic zresztą dziwnego”, pomyślał.

-         Dziękuję wam. – rzekł nagle.

-         Za co? – zdziwił się Nezumi.

-         Że przyjęliście mnie i chcecie mi pomóc.

-         Nie musisz nam dziękować – uśmiechnął się chłopak – W końcu to jest nasz obowiązek!

* * *

Sheri siedziała na zewnątrz jaskini. Nastał już wieczór, pojawiły się pierwsze gwiazdy. Niebo stało się różowo-złote, zachodzące słońce oświetlało pnie drzew. „Jak pięknie...”, pomyślała dziewczyna. Naraz usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się szybko, a widząc Nezumiego, posłała mu uśmiech.

-         I co o tym sądzisz? – spytał chłopak.

-         Cóż... W końcu Taleran zostanie uratowana. Pozostaje nam nie tracić nadziei.

-         Nie cieszysz się? – chłopak spojrzał drwiąco na Sheri, ale dziewczyna odpowiedziała spokojnie:

-         Cieszę, ale nie chwalę dnia przed zachodem słońca. Ta wielka przygoda dopiero się zaczyna. Jeszcze nic nie wiadomo... – zerknęła na czarnowłosego. Wyglądał na lekko zdumionego.

-         No, nie rób takiej miny! – rzekła z nutą kpiny. Nezumi westchnął.

-         Zobaczymy, jaki okaże się Luces. I czy zdoła pokonać Czarnego Władcę.

-         Z naszą pomocą – dodała Sheri i spojrzała na niebo. Słońce powoli znikało za horyzontem, a w górze pojawił się księżyc.