poniedziałek, 18 stycznia 2016

Siedem księżyców #8

Paprocie o rozłożystych liściach delikatnie szeleściły pod nogami wędrujących ludzi. Ciepłe, słoneczne promienie przenikały przez szpary w liściach, tworząc drobne, świetliste plamki na ziemi.

Spokojną ciszę przerywały jedynie odgłosy ptaków i kroki.

Na czele szedł pewnie Nezumi. Jego oczy wyrażały skupienie. Raz po raz chłopak obserwował uważnie okolicę, gotów ostrzec pozostałych i obronić ich.

Za Nezumim ostrożnie podążała Yashiro, stawiając jak najcichsze kroki. Jej czarno-zielone włosy lśniły w słońcu, a katana w skórzanej pochwie kiwała się lekko przy boku. Artem posłusznie dreptał przy niej. Obok czarnowłosej szła Sheri z Troyem na ramieniu, z zainteresowaniem rozglądając się dookoła.

Zaraz za pierwszą parą szedł Draco wraz z Ruką i Korą, a za nimi snuły się Triva i Homra. Wszyscy milczeli, nie chcąc przerywać ciszy lasu. Luces, który wędrował obok Kory, nie czuł się zbyt dobrze.

Miał wrażenie, jakby szedł na prawdziwą wojnę. Jak dotąd nie myślał o spełnieniu przepowiedni jako o trudnej, pełnej niebezpieczeństw i pułapek wyprawie, a wyglądało na to, że tak właśnie będzie.
Chłopak zaczął gorączkowo myśleć o tym, co mogą spotkać na drodze. Nagle do jego głowy uderzyła straszliwa myśl.

"A co jeśli... Jeśli umrę?".

Zdał sobie sprawę, że nigdy nie myślał o śmierci, choć miał z nią do czynienia właściwie na każdym kroku swego życia. Odruchowo rozejrzał się po wszystkich.

"A jeśli któreś z nich..."

Nie chciał nawet dokańczać tej myśli. Nie mógł, nie potrafił sobie tego wyobrazić. Wziął głęboki oddech, próbując o tym zapomnieć.
Szedł tak w całkowitym zamyśleniu przez kilka chwil. Nagle zobaczył, jak Draco spogląda na niego ze zdziwieniem i lekkim niepokojem.

- Czy wszystko w porządku? - zapytał głośno, aż wszyscy obejrzeli się ku niemu.

- Tak – odparł nieco zmieszany Luces. Kora wbiła w niego podejrzliwe spojrzenie.

- Martwisz się czymś – odezwała się, jakby stwierdzała fakty. Luces poczuł nagle, jak się czerwieni.

- Niee... - żachnął się – Po prostu myślałem o naszej wyprawie. Wiesz, jak to wszystko będzie...
Kora nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w niego obojętnie, po czym odwróciła głowę i skupiła się na wędrowaniu. Anaju wiernie szła u jej boku, co jakiś czas rzucając szybkie spojrzenia na Lucesa i prychając, jakby wyrażała swoje niezadowolenie, że obcy człowiek idzie obok nich.
- Niedługo wyjdziemy z lasu – powiedział nagle Nezumi, bacznie rozglądając się. Triva na te słowa spojrzała w górę. Na jasnym niebie odznaczał się wyraźnie ciemny kontur Anubisa, który szybując w przestworzach, wskazywał im drogę.

* * *

Wkrótce potem las stawał się coraz bardziej rozrzedzony, aż w końcu skończył się. Cała dziewiątka stanęła teraz na szczycie wysokiego wzgórza, mając przed sobą niezwykle rozległy step pokryty krótką, żółtozieloną trawą i małymi krzewinkami. Gdzieniegdzie znajdowały się młode siewki iglastych drzew, których ciemnozielone igły kontrastowały z jaśniejszą trawą. Na obrzeżach prerii był widoczny zarys innych lasów. Wszystko to oświetlało słońce, które górowało teraz na błękitnym niebie.

Gdy Luces zobaczył ten widok, zaparło mu dech w piersiach. Było tu tak pięknie, tak spokojnie i cicho. Ten wielki i obszerny step miał w sobie coś, co ciągnęło go jak dzikie zwierzę do lasu. Jakieś dziwne, nieograniczone uczucie zrodziło mu się teraz w sercu. Przez chwilę zastanawiał się, co to za uczucie, lecz w końcu odgadł – uczucie wolności.

Spojrzał na wszystkich. Stali tak, jeden obok drugiego, patrząc z zachwytem na krajobraz. Ich twarze, które zwykle widywał pełne skupienia i powagi, promieniały teraz niesamowitym, niewyczuwalnym światłem. Światłem, które dało wyczuć się w błyszczących oczach, łagodnych rysach i delikatnym uśmiechu. Sam na ten widok uśmiechnął się w sercu, bo widział coś, co napawa go szczęściem.

Złote promienie oświetlały wszystkie twarze. Yashiro uśmiechała się promieniście, podobnie jak Sheri, której czekoladowe włosy w słońcu stały się jasnobrązowe. Ciemne oczy Nezumiego miały w sobie iskry, choć twarz chłopaka wydawała się być niewzruszona. Triva i Homra, jak siostry, śmiały się, trzymając się za ręce. Draco wesołym spojrzeniem obserwował cały widok, a stojąca obok niego Ruka zamknęła oczy, ciesząc się ciepłem, jakie rzucały na nią promienie. Nawet Kora uśmiechała się delikatnie, a jej blond włosy rozwiewał lekko wietrzyk.

Luces również zamknął oczy i poczuł na powiekach łagodne ciepło słońca. Stał tak przez chwilę, pozwalając, by te niezwykłe, pełne życia ciepło przeniknęło go od stóp do głów. A potem otworzył oczy, kiedy nagle Anaju wyrwała się Korze i pobiegła w dół wzgórza.

- Anaju! - zawołała Kora i natychmiast puściła się pędem za wilczycą, która widząc, że ją goni, przyspieszyła i najwyraźniej nie miała zamiaru się zatrzymać.

- Myśli, że to zabawa – odezwała się naraz Triva i również pobiegła śladem Kory. Razem z nią pognała również Homra, a potem Sheri, Ruka i na końcu Yashiro wraz z Artemem.
Luces już miał spytać Trivę, czy mówiła o Anaju czy też o Korze, kiedy zauważył, że Nezumi kręci głową z politowaniem i również zaczyna biec długimi susami w dół. Spojrzał więc na Draco, który uśmiechnął się do niego przyjacielsko.

- No chodź! - zawołał tylko i już go nie było – puścił się pędem za pozostałymi.
Luces nie miał wyboru. Omal nie potykając się, zaczął ostrożnie zbiegać po wzgórzu. Słysząc głośny śmiech Ruki i Yashiro, przyspieszył. Jego ciemne włosy rozwiał w pędzie wiatr, a w niebieskich oczach migotały iskierki. Nagle zaśmiał się wesoło, tak z głębi serca, i zaczął doganiać resztę.

* * *

2 komentarze:

  1. Jest super mimo, że wiem jak to się skończy ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Olu, to jest cudne! Przepiękne opisy :) Cały rozdział ma tak odświeżający nastrój! :D

    OdpowiedzUsuń