Paprocie o rozłożystych liściach delikatnie szeleściły pod
nogami wędrujących ludzi. Ciepłe, słoneczne promienie przenikały
przez szpary w liściach, tworząc drobne, świetliste plamki na
ziemi.
Spokojną ciszę przerywały jedynie odgłosy ptaków i
kroki.
Na czele szedł pewnie Nezumi. Jego oczy wyrażały
skupienie. Raz po raz chłopak obserwował uważnie okolicę, gotów
ostrzec pozostałych i obronić ich.
Za Nezumim ostrożnie
podążała Yashiro, stawiając jak najcichsze kroki. Jej
czarno-zielone włosy lśniły w słońcu, a katana w skórzanej
pochwie kiwała się lekko przy boku. Artem posłusznie dreptał przy
niej. Obok czarnowłosej szła Sheri z Troyem na ramieniu, z
zainteresowaniem rozglądając się dookoła.
Zaraz za pierwszą
parą szedł Draco wraz z Ruką i Korą, a za nimi snuły się Triva
i Homra. Wszyscy milczeli, nie chcąc przerywać ciszy lasu. Luces,
który wędrował obok Kory, nie czuł się zbyt dobrze.
Miał
wrażenie, jakby szedł na prawdziwą wojnę. Jak dotąd nie myślał
o spełnieniu przepowiedni jako o trudnej, pełnej niebezpieczeństw
i pułapek wyprawie, a wyglądało na to, że tak właśnie
będzie.
Chłopak zaczął gorączkowo myśleć o tym, co mogą
spotkać na drodze. Nagle do jego głowy uderzyła straszliwa
myśl.
"A co jeśli... Jeśli umrę?".
Zdał sobie
sprawę, że nigdy nie myślał o śmierci, choć miał z nią do
czynienia właściwie na każdym kroku swego życia. Odruchowo
rozejrzał się po wszystkich.
"A jeśli któreś z
nich..."
Nie chciał nawet dokańczać tej myśli. Nie mógł,
nie potrafił sobie tego wyobrazić. Wziął głęboki oddech,
próbując o tym zapomnieć.
Szedł tak w całkowitym zamyśleniu przez kilka chwil. Nagle
zobaczył, jak Draco spogląda na niego ze zdziwieniem i lekkim
niepokojem.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał głośno, aż wszyscy
obejrzeli się ku niemu.
- Tak – odparł nieco zmieszany Luces. Kora wbiła w niego
podejrzliwe spojrzenie.
- Martwisz się czymś – odezwała się, jakby stwierdzała
fakty. Luces poczuł nagle, jak się czerwieni.
- Niee... - żachnął się – Po prostu myślałem o naszej
wyprawie. Wiesz, jak to wszystko będzie...
Kora nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w niego obojętnie,
po czym odwróciła głowę i skupiła się na wędrowaniu. Anaju
wiernie szła u jej boku, co jakiś czas rzucając szybkie spojrzenia
na Lucesa i prychając, jakby wyrażała swoje niezadowolenie, że
obcy człowiek idzie obok nich.
- Niedługo wyjdziemy z lasu – powiedział nagle Nezumi, bacznie
rozglądając się. Triva na te słowa spojrzała w górę. Na jasnym
niebie odznaczał się wyraźnie ciemny kontur Anubisa, który
szybując w przestworzach, wskazywał im drogę.
* * *
Wkrótce potem las stawał się coraz bardziej rozrzedzony, aż w
końcu skończył się. Cała dziewiątka stanęła teraz na szczycie
wysokiego wzgórza, mając przed sobą niezwykle rozległy step
pokryty krótką, żółtozieloną trawą i małymi krzewinkami.
Gdzieniegdzie znajdowały się młode siewki iglastych drzew, których
ciemnozielone igły kontrastowały z jaśniejszą trawą. Na
obrzeżach prerii był widoczny zarys innych lasów. Wszystko to
oświetlało słońce, które górowało teraz na błękitnym niebie.
Gdy Luces zobaczył ten widok, zaparło mu dech w piersiach. Było
tu tak pięknie, tak spokojnie i cicho. Ten wielki i obszerny step
miał w sobie coś, co ciągnęło go jak dzikie zwierzę do lasu.
Jakieś dziwne, nieograniczone uczucie zrodziło mu się teraz w
sercu. Przez chwilę zastanawiał się, co to za uczucie, lecz w
końcu odgadł – uczucie wolności.
Spojrzał na wszystkich. Stali tak, jeden obok drugiego, patrząc
z zachwytem na krajobraz. Ich twarze, które zwykle widywał pełne
skupienia i powagi, promieniały teraz niesamowitym, niewyczuwalnym
światłem. Światłem, które dało wyczuć się w błyszczących
oczach, łagodnych rysach i delikatnym uśmiechu. Sam na ten widok
uśmiechnął się w sercu, bo widział coś, co napawa go
szczęściem.
Złote promienie oświetlały wszystkie twarze. Yashiro uśmiechała
się promieniście, podobnie jak Sheri, której czekoladowe włosy w
słońcu stały się jasnobrązowe. Ciemne oczy Nezumiego miały w
sobie iskry, choć twarz chłopaka wydawała się być niewzruszona.
Triva i Homra, jak siostry, śmiały się, trzymając się za ręce.
Draco wesołym spojrzeniem obserwował cały widok, a stojąca obok
niego Ruka zamknęła oczy, ciesząc się ciepłem, jakie rzucały na
nią promienie. Nawet Kora uśmiechała się delikatnie, a jej blond
włosy rozwiewał lekko wietrzyk.
Luces również zamknął oczy i poczuł na powiekach łagodne
ciepło słońca. Stał tak przez chwilę, pozwalając, by te
niezwykłe, pełne życia ciepło przeniknęło go od stóp do głów.
A potem otworzył oczy, kiedy nagle Anaju wyrwała się Korze i
pobiegła w dół wzgórza.
- Anaju! - zawołała Kora i natychmiast puściła się pędem za
wilczycą, która widząc, że ją goni, przyspieszyła i
najwyraźniej nie miała zamiaru się zatrzymać.
- Myśli, że to zabawa – odezwała się naraz Triva i również
pobiegła śladem Kory. Razem z nią pognała również Homra, a
potem Sheri, Ruka i na końcu Yashiro wraz z Artemem.
Luces już miał spytać Trivę, czy mówiła o Anaju czy też o
Korze, kiedy zauważył, że Nezumi kręci głową z politowaniem i
również zaczyna biec długimi susami w dół. Spojrzał więc na
Draco, który uśmiechnął się do niego przyjacielsko.
- No chodź! - zawołał tylko i już go nie było – puścił
się pędem za pozostałymi.
Luces nie miał wyboru. Omal nie potykając się, zaczął
ostrożnie zbiegać po wzgórzu. Słysząc głośny śmiech Ruki i
Yashiro, przyspieszył. Jego ciemne włosy rozwiał w pędzie wiatr,
a w niebieskich oczach migotały iskierki. Nagle zaśmiał się
wesoło, tak z głębi serca, i zaczął doganiać resztę.
* * *
Jest super mimo, że wiem jak to się skończy ;_;
OdpowiedzUsuńOlu, to jest cudne! Przepiękne opisy :) Cały rozdział ma tak odświeżający nastrój! :D
OdpowiedzUsuń