W końcu nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi – mój wyjazd
na pierwszy obóz jeździecki. Z błogością myślałam o tym, co
mnie tam czeka. Nowe konie, całkiem inne stajnie i okolica, zapewne
nauka oporządzania i przede wszystkim jazda konna. Moim ustanowionym
celem było zaprzyjaźnienie się z jednym z tamtejszych koni, na
wzór bohaterki z książki. Myślałam, że to będzie pestka. Po
prostu spędzanie z tym koniem jak najwięcej czasu, jak najczęstsza
jazda i tak dalej. Niestety, jak już wspomniałam – życie to nie
fikcja i bywa zupełnie różne.
* * *
To, co naprawdę zapadło mi w pamięć po przyjechaniu na miejsce,
to duża, przestronna i całkiem ekskluzywna stajnia, oraz oczywiście
– konie, które pamiętam dobrze do dziś.
Pierwszym zwierzęciem, którego poznałam, była bardzo łagodna,
gniada klacz SP (1) o imieniu Walia. Oczywiście przy pierwszym
spotkaniu musiałam odrobinę poczekać, aby się z nią przywitać,
ponieważ od razu zalała ją (i inne konie) fala rozentuzjazmowanych
dziewczyn, które razem ze mną poszły zobaczyć konie. Stałam więc
i czekałam spokojnie na boku, aż reszta zabierze swe ręce i będzie
możliwy dostęp do klaczy.
Gdy zrobiło się trochę luźniej, podeszłam powoli do konia i
dałam mu swoją rękę do powąchania. Jest to ludzki odpowiednik:
„Witaj, jak się masz?”. Cieszyłam się jak głupia, kiedy Walia
obwąchała moją dłoń.
Stałam i przez chwilę patrzyłam spokojnie na konia. Walia miała
mądre oczy i kształtny pysk z białą gwiazdką (2) na czole. „Może
uda nam się zaprzyjaźnić”, myślałam.
Obejrzałam też inne konie. Tych, na których jeździliśmy, nie
było zbyt dużo – raptem pięć. Obok boksu Walii znajdowała się
jej matka, kara (3) Sasanka. Zapamiętałam ją ze względu na
niezwykłą maść i nietypowy temperament. Poza tym świetnie się
na niej jeździło, ale o tym kiedy indziej.
Innym koniem była Megara, gniada klacz, która początkowo wydała
mi się odrobinę nieposłuszna. Poza tym była jeszcze siwa Sonata,
na którą – niestety – nie udało mi się wsiąść. Zawsze była
wręcz oblegana przez chętnych jeźdźców, a ja, nieśmiała i
niepewna Arthemis, nie miałam innego wyboru, jak tylko wsiąść na
innego konia.
Był jeszcze Lider – skarogniady (4) wałach rasy śląskiej, na
którym również nie jeździłam. Ten masywny i silny, duży koń
był ulubieńcem wszystkich, tylko nie moim. Pamiętam, jak zawsze
rozlegały się „ochy i achy” na jego widok. Naturalnie –
również był oblegany.
* * *
Gdy wychodziłam ze stajni, w moim sercu zrodziła się jakby
nadzieja i determinacja. Chciałam za wszelką cenę zaprzyjaźnić
się z koniem, chciałam nauczyć się oporządzać go i lepiej
jeździć. Ta pierwsza wizyta w stajni zapoczątkowała cały ciąg
różnych, dobrych i złych zdarzeń, które czekały mnie podczas
tego obozu.
* * *
(1) SP - skrót od "szlachetny półkrwi", czyli populacji koni hodowanych w Polsce do jeździectwa wyczynowego.
(2) gwiazdka (u konia) - jest to białe znamię, zwykle znajdujące się na czole konia: LINK
(3) kary (maść) - koń o umaszczeniu czarnym z czarną grzywą i ogonem.
(4) skarogniady (maść) - koń o umaszczeniu ciemnym (prawie czarnym) z czarną grzywą i ogonem
Oj Arthemis, jak ja znam ten ból...
OdpowiedzUsuń#na_początku_roku_wolała_stać_pod_ścianą_niż_do_kogoś_zagadać.