czwartek, 14 stycznia 2016

Moja przygoda z końmi #6

W końcu nadeszły upragnione wakacje, a wraz z nimi – mój wyjazd na pierwszy obóz jeździecki. Z błogością myślałam o tym, co mnie tam czeka. Nowe konie, całkiem inne stajnie i okolica, zapewne nauka oporządzania i przede wszystkim jazda konna. Moim ustanowionym celem było zaprzyjaźnienie się z jednym z tamtejszych koni, na wzór bohaterki z książki. Myślałam, że to będzie pestka. Po prostu spędzanie z tym koniem jak najwięcej czasu, jak najczęstsza jazda i tak dalej. Niestety, jak już wspomniałam – życie to nie fikcja i bywa zupełnie różne.

* * *

To, co naprawdę zapadło mi w pamięć po przyjechaniu na miejsce, to duża, przestronna i całkiem ekskluzywna stajnia, oraz oczywiście – konie, które pamiętam dobrze do dziś.
Pierwszym zwierzęciem, którego poznałam, była bardzo łagodna, gniada klacz SP (1) o imieniu Walia. Oczywiście przy pierwszym spotkaniu musiałam odrobinę poczekać, aby się z nią przywitać, ponieważ od razu zalała ją (i inne konie) fala rozentuzjazmowanych dziewczyn, które razem ze mną poszły zobaczyć konie. Stałam więc i czekałam spokojnie na boku, aż reszta zabierze swe ręce i będzie możliwy dostęp do klaczy.
Gdy zrobiło się trochę luźniej, podeszłam powoli do konia i dałam mu swoją rękę do powąchania. Jest to ludzki odpowiednik: „Witaj, jak się masz?”. Cieszyłam się jak głupia, kiedy Walia obwąchała moją dłoń.
Stałam i przez chwilę patrzyłam spokojnie na konia. Walia miała mądre oczy i kształtny pysk z białą gwiazdką (2) na czole. „Może uda nam się zaprzyjaźnić”, myślałam.
Obejrzałam też inne konie. Tych, na których jeździliśmy, nie było zbyt dużo – raptem pięć. Obok boksu Walii znajdowała się jej matka, kara (3) Sasanka. Zapamiętałam ją ze względu na niezwykłą maść i nietypowy temperament. Poza tym świetnie się na niej jeździło, ale o tym kiedy indziej.
Innym koniem była Megara, gniada klacz, która początkowo wydała mi się odrobinę nieposłuszna. Poza tym była jeszcze siwa Sonata, na którą – niestety – nie udało mi się wsiąść. Zawsze była wręcz oblegana przez chętnych jeźdźców, a ja, nieśmiała i niepewna Arthemis, nie miałam innego wyboru, jak tylko wsiąść na innego konia.
Był jeszcze Lider – skarogniady (4) wałach rasy śląskiej, na którym również nie jeździłam. Ten masywny i silny, duży koń był ulubieńcem wszystkich, tylko nie moim. Pamiętam, jak zawsze 
rozlegały się „ochy i achy” na jego widok. Naturalnie – również był oblegany.

* * *
 
Gdy wychodziłam ze stajni, w moim sercu zrodziła się jakby nadzieja i determinacja. Chciałam za wszelką cenę zaprzyjaźnić się z koniem, chciałam nauczyć się oporządzać go i lepiej jeździć. Ta pierwsza wizyta w stajni zapoczątkowała cały ciąg różnych, dobrych i złych zdarzeń, które czekały mnie podczas tego obozu.

* * *
(1) SP - skrót od "szlachetny półkrwi", czyli populacji koni hodowanych w Polsce do jeździectwa wyczynowego.
(2) gwiazdka (u konia) - jest to białe znamię, zwykle znajdujące się na czole konia: LINK 
(3) kary (maść) - koń o umaszczeniu czarnym z czarną grzywą i ogonem.
(4) skarogniady (maść) - koń o umaszczeniu ciemnym (prawie czarnym) z czarną grzywą i ogonem

1 komentarz:

  1. Oj Arthemis, jak ja znam ten ból...
    #na_początku_roku_wolała_stać_pod_ścianą_niż_do_kogoś_zagadać.

    OdpowiedzUsuń