Po jakimś czasie radziłam sobie o wiele lepiej. Skończyły się
już półgodzinne jazdy na lonży - teraz czas jednej jazdy wynosił
godzinę. Dołączyłam do (tak zwanych u nas) jazd w grupach.
Wyjaśnię pokrótce, jak to wyglądało. Grupa zazwyczaj wynosi od
dwóch do pięciu jeźdźców, z których wszyscy muszą umieć co
najmniej kłusować. W zależności od pogody i warunków jazdy
odbywały się na większym lub mniejszym maneżu albo na hali. Na
takich zajęciach jeździmy oczywiście stępem, różnymi rodzajami
kłusa (1), a także (jeśli umiemy) pojedynczo galopem, ale nie mamy
skoków. Urozmaicaniem są wolty, różnorakie zmiany kierunku,
slalomy czy przejazdy przez drągi (2) oraz inne ćwiczenia.
Rzecz jasna, aby się wprawić, częściej zaczęłam dostawać konie wymagające troszeczkę więcej stanowczości i wyczucia (czytaj: odrobinę uparte i z charakterkiem). Wiedziałam, że gdybym jeździła tylko na spokojnych i w pełni posłusznych koniach, tak naprawdę dużo bym się nie nauczyła.
Tak więc ćwiczyłam i ćwiczyłam cały czas, jak współpracować z takimi końmi. Dopiero wtedy zobaczyłam, że popełniam wiele błędów: czy to źle kieruję, zatrzymuję konia, anglezuję - zawsze każdy błąd sprawiał, że byłam na siebie wściekła. Ogólnie jestem dość ambitną osobą i rzadko kiedy rezygnuję czy się poddaję. Moja ambicja, mój honor nie pozwalał mi ma takie głupie błędy. Dążyłam (i nadal dążę) do perfekcji, i to odnosi się nie tylko do jazdy konnej.
Zawsze starałam się poprawić to, co robiłam źle. Wiedziałam, że konie także wyczuwają moje błędy, a abym mogła z nimi dobrze współpracować, nie mogę ich popełniać (a i tak jeszcze to robię).
* * *
Jak dotąd jednak nie miałam
okazji obchodzić się z koniem w kwestiach oporządzania. Ale
wkrótce miałam przekonać się, że to wiąże się z ogromną
odpowiedzialnością...
Nadal czytałam też kolejne części serii "Heartland". Zaczęłam marzyć o tym, aby naprawdę zaprzyjaźnić się z koniem. Jak dotąd ani ja, ani konie nie czuliśmy więzi. Wiem, byłam naiwna i głupia – wzorowałam się na fikcyjnych zdarzeniach z książki. Lecz w mojej świadomości tkwiła myśl, że zaufanie i więź z koniem jest możliwa w prawdziwym życiu. I bardzo, bardzo chciałam jej doświadczyć.
Zbliżały się wakacje, a ja wyjeżdżałam na pierwsze, dwutygodniowe kolonie jeździeckie, podczas których miałam nauczyć się wielu rzeczy, które zmieniły moje nastawienie. Podczas tego obozu pragnęłam także zaprzyjaźnić się z jednym z koni, poczuć tę więź.
Przekonałam się jednak, że życie to nie fikcja.
Nadal czytałam też kolejne części serii "Heartland". Zaczęłam marzyć o tym, aby naprawdę zaprzyjaźnić się z koniem. Jak dotąd ani ja, ani konie nie czuliśmy więzi. Wiem, byłam naiwna i głupia – wzorowałam się na fikcyjnych zdarzeniach z książki. Lecz w mojej świadomości tkwiła myśl, że zaufanie i więź z koniem jest możliwa w prawdziwym życiu. I bardzo, bardzo chciałam jej doświadczyć.
Zbliżały się wakacje, a ja wyjeżdżałam na pierwsze, dwutygodniowe kolonie jeździeckie, podczas których miałam nauczyć się wielu rzeczy, które zmieniły moje nastawienie. Podczas tego obozu pragnęłam także zaprzyjaźnić się z jednym z koni, poczuć tę więź.
Przekonałam się jednak, że życie to nie fikcja.
* * *
(1) rodzaje kłusa - kłus anglezowany, kłus ćwiczebny i kłus w półsiadzie to sposoby poruszania się jeźdźca w trakcie kłusowania konia: LINK
(2) przejazd przez drągi - polega na nakierowaniu konia (w stępie, kłusie lub galopie) na poustawiane przed nim drągi. W różnych sytuacjach ma to różne zastosowania, np. przygotowanie do skoków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz