poniedziałek, 4 stycznia 2016

Siedem księżyców #6

Luces przechadzał się między wysokimi drzewami. Suche i brunatne gałęzie zdobiły teraz młode, jasnozielone listki, które dawały życie. Pod stopami miał zbity i zmarznięty po całej zimie grunt, na którym jednak wyrastały pierwsze trawy. Niektóre krzewy już kwitły, na cienkich patyczkach znajdowały się delikatne, kolorowe kwiaty. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał ten widok, gdy martwota przeradzała się stopniowo w życie.

Na pobliskiej gałęzi usiadła samiczka gila i zaćwierkała cicho, dając o sobie znać. Luces podniósł głowę, a na widok ptaka rozpromienił się.

- Och, Roma! - wykrzyknął i wyciągnął rękę do gila. Samiczka natychmiast sfrunęła z gałęzi i wylądowała na jego dłoni. Chłopak pogładził lekko jej bury grzbiet.

Minęły zaledwie dwa dni, odkąd się tu pojawił. Zdążył już zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, łącznie ze zwierzętami. Oswojone zwierzaki nie bały się go, wręcz przeciwnie – bardzo polubiły.

Jak dotąd spędzał czas na rozmowie i wspólnych zajęciach ze swoimi nowymi towarzyszami. Chętnie chodził z Trivą i Homrą na polowania, okazało się, że niesamowicie dobrze posługuje się mieczem.
Bardzo polubił przechadzanie się z Ruką i Sheri po lesie. Dziewczyny świetnie znały okolicę. Z Yashiro uwielbiał po prostu rozmawiać – była bardzo życzliwa i wyrozumiała. Najwięcej czasu jednak spędzał razem z Draco i Nezumim, którzy sprawdzali jego najróżniejsze umiejętności. Według nich takie rzeczy, jak używanie rozmaitych broni, zakładanie pułapek i zasadzek, jak również rozpoznawanie rzeczy zdatnych do jedzenia, były kwestią przeżycia. Na szczęście Luces świetnie radził sobie ze wszystkim.

Tylko jedna rzecz go zastanawiała, a mianowicie dlaczego te osiem osób trzyma się razem i żyje ze sobą. W głowie rozważał takie kwestie, jak zwyczajne koleżeństwo, pokrewieństwo, ale najbardziej prawdopodobne wydało mu się to, że musi mieć to jakiś związek z Czarnym Władcą. Nie wiedział dokładnie jaki i zamierzał o to jak najszybciej spytać.

W ciągu zaledwie tych dwóch dni zdołał pojąć i nauczyć się wszystkich zasad, jakie panowały wśród tej ósemki i w całym „obozie”. Wyglądało na to, że w najbliższym czasie nie wróci do domu. Swe przeznaczenie, czyli ocalenie Taleran, przyjął dobrze, choć potem przez jakiś czas nadal nie mógł w to uwierzyć. Mimo tego, jako odważny i optymistyczny chłopak, myślał o tym jako o przygodzie. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, ile trudu i bólu spotka, ile łez i krwi wyleje.

Teraz jednak o tym nie myślał.

Romania wkrótce odleciała, zagłębiając się w las. Luces postanowił już wrócić z przechadzki, słońce powoli chowało się już za horyzontem, rozświetlając niebo na różowo-złoto. Szybko zawócił i poszedł szybkim krokiem w kierunku jaskini. Wkrótce zobaczył przed sobą polankę otoczoną drzewami, gdzie piętrzyła się skała. Podszedł do wejścia i przecisnął się przez mały otwór. Zaczął iść pewnie, słuchając odgłosu kapania kropel wody. Gdy znalazł się w niebieskiej jaskini, poczuł się jakby w domu.

Westchnął, a w jego głowie powstała wizja Kanerii, jego krainy, gdzie od kilku lat żył jako samotnik. Nie znał swoich rodziców, został przygarnięty przez sędziwą parę staruszków. Gdy stał się starszy i samodzielniejszy, jego przybrani rodzice umarli. Zaczął żyć sam, mając jedynie paru znajomych i sąsiadów z wioski.

Zamknął oczy, przywołując wspomnienia. Naraz zobaczył wyraźnie jego skromną chatę i ogród, jego wioskę i okolicę. Nie chciał o tym myśleć. Naraz zdziwił się – przecież tam jest jego dom, tam się wychował i żył, a nie tęsknił za nim. „Może... Może nigdy nie czułem się tam dobrze?” zadał sobie pytanie, na które nie umiał odpowiedzieć.

- Wszystko gra? - usłyszał za sobą głos. Odwrócił się i zobaczył jak zwykle niewzruszoną twarz Kory, która mu się przyglądała. Obok niej stała jej biała wilczyca, Anaju.
Spróbował się przyjacielsko uśmiechnąć, ale dziewczyna nie odwdzięczyła mu się tym samym. Jak dotąd nie umiał sobie przypomnieć, czy od czasu, gdy tu trafił, w ogóle się do niego uśmiechnęła czy miło odezwała.

- Tak, w porządku – odrzekł – Gdzie byłaś?

- Na spacerze, jeśli chcesz wiedzieć – mruknęła Kora, mijając go i podchodząc do Yashiro, która krzątała się przy małej, polowej kuchni.

- Co jest dziś na kolację? - spytała, a Anaju wciągnęła powietrze w nozdrza.

- Sheri złapała kilka zajęcy. - odparła Shiro, mieszając łyżką w garnku. - Przyrządziłam z nich potrawkę.

Kora skinęła głową i usiadła na kocu przy wygasłym ognisku otoczonym osmolonymi kamieniami. Wyjęła zapałki i rozpaliła ogień, następnie udała się do „schowka”, jak nazywano skalne zagłębienie, gdzie znajdował się chrust i drewno, a także zebrane pożywienie. Zabrała kilka szczap i wrzuciła je do ognia. Płomienie syknęły, a w górę poleciało parę iskier. Dziewczyna spojrzała na Lucesa.

- Siadaj – powiedziała tylko i zaprosiła go do ognia ruchem ręki. Chłopak posłusznie zajął miejsce obok niej. Postanowił zacząć rozmowę.

- Słuchaj, dlaczego jesteś taka chłodna w stosunku do mnie? - zapytał z nutą ironii, uśmiechając się szyderczo. Kora spojrzała na niego zdumiona, po czym uciekła wzrokiem.

- A jaka mam być, skoro przyjęliśmy do domu jakiegoś obcego człowieka z zupełnie innego miejsca? Wybacz, ale jestem nieufna wobec obcych. - jej głos nie brzmiał ani trochę przepraszająco.

- Ten obcy człowiek ma uratować waszą krainę, wiesz? - rzekł spokojnie.

- Nie bądź tego taki pewny.

- Co takiego? - zdziwił się chłopak – Co masz na myśli?

- Na pewno nie zrobisz tego sam. My ci przecież obiecaliśmy pomóc, więc nie zachowuj się zuchwale, pewny-siebie-człowieku. - odparła Kora.
Luces pokręcił głową z rezygnacją. Jakakolwiek jego rozmowa z Korą kończyła się jej sarkastycznymi uwagami i ciętymi ripostami, choć musiał przyznać, że mimo jej chłodu i wyrafinowania, całkiem lubił się z nią droczyć.

Wkrótce w jaskini pojawili się wszyscy, czekając na kolację. Siedzieli przy ognisku i rozmawiali wesoło, Luces z chęcią do nich dołączył. Wydawało mu się, że zaczynają go traktować jak jednego z nich.

Niedługo potem została podana kolacja. Luces musiał przyznać, że szczególnie Yashiro dobrze gotowała. Natomiast Ruka umiała profesjonalnie ocenić, czy mięso jest zdrowe i zdatne do spożycia.

Po posiłku wszyscy siedzieli przy ogniu, rozmawiając dalej. Luces rozejrzał się po wszystkich. Sheri chichotała razem z Yashiro, patrząc na Nezumiego, który z niezwykłym zapałem opowiadał im, jak kiedyś powalił niedźwiedzia. Ruka rozmawiała cicho z Draco, co chwilę wybuchając śmiechem. Triva i Homra jak zwykle trzymały się razem, zajmując się Anubisem.

Nagle Nezumi zwrócił się do Lucesa, rozmowy ucichły.

- Luces, jak wiesz – zaczął – Zechcieliśmy ci pomóc w spełnieniu przepowiedni. Zdecydowaliśmy, że wyprawę zaczniemy jutro...

- Wyprawę? - zdumiał się Luces.

- Tak, wyprawę. Ale po kolei. Według przepowiedni, by obalić Czarnego Władcę, musimy zdobyć pióro Feniksa z Firefall, medalion Srebrnego Smoka z Death Valley oraz zabić Czarnego Gryfa w Rock Desert przy pomocy tych przedmiotów.

- Ciekawe... - zamyśli się Luces – Czy wiecie, gdzie są te miejsca?

- Do zwoju z przepowiednią dołączona była mapa – powiedziała Yashiro – Według niej mamy stąd około siedemdziesięciu mil do Firefall. Stamtąd trzydzieści do Death Valley, a potem musimy ją jeszcze przemierzyć wzdłuż, czyli kilkanaście mil. Potem pięćdziesiąt mil do Rock Desert, gdzie mamy rozprawić się z Czarnym Gryfem, a potem i z Czarnym Władcą, który w pobliżu ma swój pałac.

- Musimy zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i iść niestety pieszo – rzekła po chwili Ruka – Nie mamy innego środka transportu, może zatrzymamy się po drodze w jakiejś wiosce i zdobędziemy jakieś konie...

- Zaczekajcie – przerwał jej Luces – Czy wy podróżujecie tak... No, sami? Pieszo?

- Można tak powiedzieć – odezwała się Triva – Niedawno straciliśmy nasze wierzchowce i osiedliliśmy się tutaj, aby trochę odpocząć od tułaczki.

- W takim razie wędrujecie po całej krainie?

- Tak.

- Ale dlaczego? - dopytywał się chłopak – Dlaczego wasza ósemka podróżuje razem i...

- Dawniej ja, Yashiro, Ruka i Sheri mieszkaliśmy razem w jednej wiosce. - przerwał mu Nezumi, patrząc w ogień – Kiedy pięć lat temu straciliśmy rodziców, postanowiliśmy złączyć się i uciekać razem przed Czarnym Władcą, który tego wszystkiego dokonał. Dwa lata wcześniej dołączyli do nas Draco, Triva i Homra z innych wiosek, w których dokonano tę zbrodnię. Przed kilkoma miesiącami przybyła do nas Kora...

Luces zauważył, że wszyscy zaczęli myśleć o swojej przeszłości. To, co przed chwilą powiedział Nezumi, wstrząsnęło nim. Przypomniała mu się śmierć jego przybranego ojca i matki. Zobaczył, że Kora ma łzy w oczach i przygryza wargę.

- Nasza ósemka podróżuje przez Taleran, złączona w bólu po stracie bliskich i nienawiści do Czarnego Władcy za to, co nam zrobił. - Nezumi podniósł głowę i spojrzał w oczy Lucesa. - A teraz, gdy istnieje szansa na uratowanie ludzi z Taleran, możemy ci pomóc, Luces.

Przez chwilę nastała cisza. Luces w zamyśleniu trawił to, co przed chwilą usłyszał. Spojrzał kątem oka na Yashiro. Dziewczyna podniosła twarz, jej oczy wyrażały nie ból, nie cierpienie, a determinację. To samo zauważył u pozostałych.

- Ja nie znałem swoich rodziców. - oczy wszystkich zwróciły się ku Lucesowi – Zostałem przygarnięty, a kilka lat temu moi przybrani rodzice umarli. Jak dotąd żyłem sam, ale... - zawahał się –
Ale teraz jestem tu i ocalę Taleran, zgodnie z przepowiednią! - podniósł głowę, rozglądając się po wszystkich. Ich twarze były skupione i zawzięte. - Razem z wami.

Nagle podniosły się radosne okrzyki, a chłopak uśmiechnął się w duchu. „Razem, złączeni w bólu”, pomyślał, „Pokonamy Czarnego Władcę, gdy siedem księżyców ustawi się w jednej linii na niebie”.

1 komentarz:

  1. Olu, zrobiłam sobie własnie taki maratonik z Siedmiu Księżyców i muszę Ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się ta historia. Wydarzenia opisujesz tak płynnie, a bohaterowie są tak zróżnicowani - tylko podziwać! :) Nie wspominając o wspaniałej fabule i klimacie całości :D

    OdpowiedzUsuń